Zarejestruj się u nas lub też zaloguj, jeśli posiadasz już konto. 
Forum Radosna Twórczość Strona Główna

Anielskie życie

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Radosna Twórczość Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
avenira & merinda




Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z miejsca które jest na dnie ludzkich serc

PostWysłany: Sob 23:09, 09 Gru 2006 Temat postu: Anielskie życie

Hejka wszystkim! Podchodzimy do pisania tego opowiadania z ogromną pasją. Mamy nadzieję, że nie będziecie żałowali komentarzy, gdyż pomogą nam one poprawić się w naszym hobby i z czasem (byc moze) staniemy się jeszcze lepsze. Pozdrowionka i lecimy z tym wiekopomnym dzielem Very Happy


rozdział I, czyli przedstawienie postaci...może być trochę nudne, ale błagamy was przetrwajcie! To tylko ten pierwszy rozdzialik. Dalej będą już same porywające akcje Wink


Cześć! Nazywam się Lena Robin i jestem aniołem. Wiem, wiem, brzmi to dziwnie i tak jakbym miała opowiedzieć wam bajkę, ale to prawda! Może mi nie wierzycie, ale oceńcie moją szczerość po przeczytaniu tej historii.
Pochodzę z Grecji XXI wieku. Na Ziemi żyło mi się fajnie, ale cały czas brakowało mi przygód i niebezpieczeństw, o których tyle marzyłam oraz czytałam. Myślałam, że będę długo stąpać po Ziemi, ale Niebo miało wobec mnie inne plany. Otóż pewnego dnia wspinałam się na skałkę. Był letni, upalny dzień, a na obozie nie dało się wyczuć odrobiny wiatru. Mimo iż wspinałam się bez zabezpieczeń, byłam pewna swoich umiejętności. I to był błąd... W pewnym momencie kamień, na którym stałam obsunął się i spadłam w dół. Teraz mogę wam opisać jak zginęłam, ale wcześniej tego nie pamiętałam. Odkryłam tę tajemnicę, którą ukrywali przede mną Niebiańscy Agenci, ale o tym napiszę we właściwym czasie.
Mam 15 lat i jestem wybranką Nieba. Posiadam dar niespotykany u żadnego z Aniołów- mogę latać na niewidzialnych i niewyczuwalnych skrzydłach. Oprócz tego mam rzadką zdolność wyczuwania czyjegoś kłamstwa. Tak jak każdy Anioł mogę za pstryknięciem zmienić swój ubiór (gorzej jeżeli ktoś nie umie pstrykać). Ja na szczęście potrafię. Kocham starożytny Egipt, astronomię oraz czytanie książek. Lubię przesiadywać w naszej anielskiej bibliotece, gdyż jest bardzo przestronna, posiada wiele interesujących książek oraz ma wspaniałe miejsca do czytania i odrabiania lekcji, przy stoliku, pod oknem. Uwielbiam śpiewać z moją psiapsiółą, Carmen, co robimy przy każdej sposobności. Oprócz tego w wolnych chwilach oddaję się pasji malowania i rysowania.
Mój najlepszy przyjaciel, Eric, uważa, że jestem ładna i mówi do mnie „laleczko”, bądź „ślicznotko” itp. Na początku mnie tym drażnił, ale w końcu się przyzwyczaiłam i nawet to polubiłam. Mam ciemnobrązowe, sięgające do ramion, gęste, grube włosy, które w zależności od kąta, w jakim pada na nie światło słoneczne, skrzą się zlotem lub miedzią. W moich brązowych, przetykanych miodowymi pasmami, oczach błyskają wesołe iskierki( no chyba, że jestem zła, bo wtedy w moich oczach pojawiają się złe ogniki). Mam śniadą, sprawiającą wrażenie lekko opalonej, cerę, metr sześćdziesiąt pięć wzrostu, długie nogi, jestem szczupła i dobrze wysportowana. Ubieram się tak, by mi było wygodnie i żebym mogła czuć się swobodnie( w żadnym wypadku nie jest to mini:)- najczęściej na sportowo. Najbardziej lubię barwę niebieską i zieloną, choć nie gardzę innymi kolorami, z wyjątkiem czerwonego i różowego, chociaż w kwiatach wyglądają nader uroczo:)
Tak jak Eric jestem wiecznie spragnioną poszukiwaczką niebezpiecznych i ekstremalnych przygód. Jestem ogromnie żywiołowa, „czasami” się denerwuję, używam „niekiedy” ironii oraz działam bardzo impulsywnie. Przyjaciele często mi mówią, że podziwiają moją otwartość, szczerość, naturalność i pewność siebie. Nigdy nie miałam i nie mam problemu z odnalezieniem się w nowym środowisku, wśród obcych mi ludzi i zawsze potrafiłam znaleźć sobie mnóstwo kolegów i koleżanek. Jednak tu, w Niebie, ograniczyłam się do czwórki najbardziej mi wiernych, którym mogłabym powierzyć własne życie:) Moja psiapsióła, Carmen, twierdzi, że kiedy chcę, potrafię niejednemu dopiec. Moi najlepsi kumple- Rich( z którym wiecznie się kłócę) i Andy, mówią mi, że podziwiają mnie za to, iż potrafię stawić czoła każdemu, zawsze zachowuję zimną krew, gdy inni wpadają w panikę. Mówią mi, że jestem bardzo pomysłowa, posiadam dużą wyobraźnię, choć według nich i reszty moich przyjaciół jestem okropną realistką( z czym nie zawsze się zgadzamJ) Powodem moich kłótni z Richem najczęściej bywają mój upór, niezłomność oraz jak to określa on sam „głupie mądrzenie się”.
Muszę się Wam przyznać, że nie lubię kłamstw. Wolę gorzką prawdę, choćby była nie wiadomo jak bolesna. Carmen uważa, że dużo umiem i rozumiem( a w każdym razie się staram rozumieć) innych.
Prawie każdego dnia trzymam się zasady „życie masz tylko jedno, więc nie zmarnuj go”.
Teraz postaram się Wam opisać jak najrzetelniej moich przyjaciół.
Carmen ma piętnaście lat i pochodzi z dwudziestowiecznej Hiszpanii. Lubi do mnie zwracać się per „Lenny” lub „Lenuś”. Jest raczej skryta i nie jest chętna do rozmów na swój temat( no, chyba, że ze mną), ale nie napiszę Wam jak umarła. W przeciwieństwie do mnie boi się niebezpiecznych przygód, jednak kiedy trzeba potrafi działać zdecydowanie. Kiedy dzieje się coś złego, nieprzewidzianego, zaczyna panikować- robi z igły przysłowiowe widłySmile Bardzo trudno jest ją do czegokolwiek zachęcić. W przeciwieństwie do mnie rzadko tryska entuzjazmem. Carmen twierdzi( zresztą tak jak wszyscy), że zbyt często i chyba specjalnie pakuję się w kłopoty( skąd oni to wiedzą?Smile Moja psiapsióła unika sporów, a kiedy trzeba doprowadza do kompromisu. Jednak jeśli ktoś zechce ją ośmieszyć, radzę uważać, gdyż ta słodka osóbka już nie jednemu tak przygadała, że nie wiedział jak się nazywa:) Ma ironiczne poczucie humoru. Jest altruistką (dziwne, to samo mówi o mnie). Różni nas między innymi to, że Carma nigdy nie „chodzi na żywioł”. Uwielbiamy bawić się w detektywów, nic się przed nami nie ukryje. Każda z nas mówi drugiej, że jest rozsądna, ale Carmen, aż do znudzenia. W końcu ile razy można słuchać: „czy jesteś pewna swojej impulsywnej decyzji?”
Carma ma metr sześćdziesiąt wzrostu. Jest blondynką o ładnych, zielonych oczach, które w przeciwieństwie do moich- dużych i wyrazistych, są małe i spoglądają niepewnie na świat. Jej blada cera wygląda tak, jakby nigdy nie widziała słońca. Carma lubi ubierać w koszulki z zakręconymi napisami, które sama robi. Zdarzają się napisy typu „szkoła jest słodka, ale niestety jestem cukrzykiem”. Na każdy dzień ma inną koszulkę z innym napisem.
Eric ma szesnaście lat i pochodzi z dziewiętnastowiecznej Brytanii. Jak już wspomniałam świetnie się rozumiemy i dobrze nam w swoim towarzystwie. Mój kumpel ma pozytywne nastawienie do świata i jest dla każdego otwarty. Jego wesołe usposobienie, żywiołowość i brak paniki w chwilach zagrożenia, pokrywają się z moim charakterem.
Eric ma duże poczucie humoru, które czasem wszystkich, prócz mnie, denerwuje, a to dlatego, że razem wykręcamy kumplom najróżniejsze numery. Lubi studiować historię naszej planety( o ile pochodzicie z Ziemii:)
Mój przyjaciel jest wysokim blondynem o niebieskich, wesołych oczach i jasnej cerze. Jest silny i świetnie wysportowany. Pomimo swojej otwartości nie chce rozmawiać o swojej śmierci( no bo któżby chciał?) Ubiera się na czarno-biało, a na koszulkach zawsze ma jakieś rock and roll’owe napisy.
Kolejnym z moich przyjaciół jest Andy. Tak, tak, wiem, kojarzy się Wam z bajką „Ach ten Andy”, co nie? Ale ten Andy nie jest numerantem, przeciwnie, jest cichy, spokojny i nigdy nikomu nie chce robić kłopotu, ani w jakikolwiek sposób przeszkadzać. Jest taktowny i służy dobrą radą oraz pomocą, z których dość często korzystamy. Często przesiaduje w bibliotece, przez co dużo wie( najwięcej o komputerach-jest istnym hakerem komputerowym). W przeciwieństwie do Richa nie lubi pchać się na pierwszy plan. Bardzo dobrze dogaduje się z Carmen, gdyż tak jak ona nie szuka przygód. Nigdy nie jest wścibski i każdego potrafi dowartościować. Jest urodzonym optymistą!
Andy ,a tyle samo lat co ja i pochodzi z tego samego wieku. Na Ziemi nie spotkaliśmy się dlatego, że on mieszkał w Paryżu. Nie lubi uprawiać sportu. Jest rudzielcem o pogodnych, zielonych oczach i jasnej cerze. Ubiera się w dżinsy i jasne koszulki bez jakichkolwiek napisów.
Ostatnim z moich najlepszych kumpli jest Rich. Ma siedemnaście lat i pochodzi z dwudziestowiecznej Anglii. Zwraca się do mnie „Skarbie” i wiecznie zgrywa twardziela. Mimo tego, iż często się kłócimy, to jesteśmy ze sobą naprawdę zżyci. Rich jest trochę podobny do mnie, gdyż tak jak ja jest wybuchowy i impulsywny. Zawsze ma dużo do powiedzenia i w swoim przekonaniu ciągle musi mieć rację(choć zdarza się to rzadko). Intonację swojego głosu wzbogaca sarkazmem i ironią, których używa bardzo często. Rich jest przemądrzałym, pełnym poczucia humoru i chęci do żartów(o ile nie dotyczą jego) luzakiem. Od czasu do czasu, gdy widzę go czytającego jakieś grube tomisko dowiaduję się, że czyta je po to, by przede mną zaszpanować. W głębi serca jestem pełna współczucia, gdyż biedaczek męczy się zupełnie niepotrzebnie. Ale niech sobie poczyta, przynajmniej będzie miał jakieś zajęcie i brak czasu na kłótnie przez jakiś czas. Mój „kotek” nienawidzi przegrywać( szczególnie ze mną). Gdy przegra ze mną kłótnię, to przez tydzień potrafi być totalnie wkurzony i robi się nie do zniesienia. On także lubi przygody, ale to dlatego, że są one dla niego polem do popisu. Jednakże zanim coś zrobi, patrzy, czy nie narobi sobie siary, przez co ja „idąca na żywioł” uprzedzam go czasem w działaniach. Jeśli uda mu się coś zdziałać to razem z resztą przyjaciół podziwiam, jak robi sobie obciach w pięknym stylu, co też dzieje się bardzo często:)
Rich ma brązowe włosy i oczy, i tak jak ja ciemną karnację skóry. Jest wysoki, dobrze wysportowany oraz bardzo silny. Ubiera się podobnie do Erica, tak jak on lubi zespoły rock and roll’owe i metalowe. Jako jedyny z naszej paczki gra na jakimkolwiek instrumencie- gitarze elektrycznej.
Taka jest właśnie nasza paczka- zżyte ze sobą zoo charakterów.
* * *
Teraz napiszę Wam co nieco o życiu w Niebie.
Są tutaj anioły z różnych krajów i czasów, ale mimo to rozumiemy się, gdyż tutaj znamy wszystkie języki.( Po co więc do jasnej ciasnej uczyłam się na ziemi hiszpańskiego?)
Może myślicie, że mieszkanie w Niebie to siedzenie na białym obłoczku w albie z aureolą na głowie i harfą w ręce, ale wierzcie mi, mylicie się. Anioły ubierają się tak jak ludzie i mieszkają we własnych pokojach. Dzieci w szkole/przedszkolu, młodzież w Akademiku, a dorośli w swoich domach. Tutaj w Raju mamy wspaniałe parki i ogrody, a kiedy chcemy pójść w góry lub nad morze, to schodzimy na Ziemię. Nie zdajecie sobie nawet z tego sprawy, gdy przechodzicie koło nas przybranych w cielesną, ludzką formę. Po prostu traktujecie nas jak swoich- żywych. Tak jak wy dbamy o wygląd i opaleniznęSmile
Tylko proszę Was, nie myślcie, że tu nic się nie robi. Dorośli zostają Aniołami-Stróżami, dzieci po prostu się bawią, a młodzież się uczy. Co prawda nie mamy tu takich przedmiotów jak matematyka czy biologia, ale studiujemy wpływanie na Wasze samopoczucie, żebyście zawsze mieli uśmiechnięte buziaki. Na Ziemię schodzimy nie tylko w celu spędzenia fajnych wakacji, ale także z różnymi misjami. Zadania te odbywają się w różnych miejscach i epokach. Polegają na ratowaniu świata, lub na uratowaniu Was od zguby- naprowadzeniu na dobrą drogę, albo po prostu ratują nas od nudy:) W końcu nie ma to jak niebezpieczna przygoda dla poprawy samopoczucia, prawda? No właśnie.
Naszym nauczycielem w Anielskiej Akademii jest pan Bexford, na którego po cichu wołamy Biedrona. Uczy nas o tym, jak złomy( złe moce, czyli diabły) bawią się Wami, jakbyście byli bezwolnymi marionetkami. My tak nie robimy, gdyż uważamy, że musicie sami decydować o swoim losie. Nie schodzimy na ziemię, by wejść do waszych umysłów i Wam rozkazywać, ale po to aby jako Wasi znajomi pokazać Wam co robicie źle. Diabły natomiast robią coś zupełnie odwrotnego. Jako wasi „przyjaciele” namawiają Was do czynienia zła i tym samym skazują na wieczne potępienie.
Złomy zawsze chcą udaremniać nasze akcje ratownicze- nie ważne czy ratujemy świat od zagłady czy Was od zguby. Ostatnim razem udało im się udaremnić naszą akcję przed moim przybyciem i choć do tego czasu nic im nie wychodzi, to i tak nadal próbują.



no, to tyle, jeżeli chodzi o dzisiejszy dzionek Wink
za jakiś czas pojawi się drugi rozdział i możemy wam obiecać, że na pewno będzie ciekawszy. Czekamy na komentarze i słowa krytyki( bądź pochwały Very Happy )


[/b]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Łajt
Członek Władzy Absolutnej



Dołączył: 17 Mar 2006
Posty: 468
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Nie 10:48, 10 Gru 2006 Temat postu:

Hmm... Lubię anioły; wyobrażenie człowieka o niebie też mnie interesuje. Przedstawienie postaci rzeczywiście przynudzało, ale jak obiecujecie, że akcja się rozwinie czekam na kolejną część.
Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eli




Dołączył: 28 Lis 2006
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: koniec świata.

PostWysłany: Nie 10:59, 10 Gru 2006 Temat postu: Jak na początek, nie jest źle. ;))

Hyym.
Myślę, że jak na początek nieźle Wam to idzie. ;]
Temat, także dosyć ciekawy.
Anioły. Interesujące, ale znane. Przynajmniej Mi. Wink)
Opisy, pełne. Bardzo dobrze.
Główna bohaterka dosyć ciekawa.
Ale chyba bardziej wolałabym wiedzieć więcej o jej przyjaciółce.
Akcja. Całkiem, całkiem.
Mam nadzieję, że także rozpiszecie się w następnym poście. Wink)

Pozdrawiam. ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
avenira & merinda




Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z miejsca które jest na dnie ludzkich serc

PostWysłany: Pon 8:32, 11 Gru 2006 Temat postu:

Dziękujemy za pochwały opisów Eli Wink
M-white_angel, dzięki, że prztrwałeś i czekasz na dalszą część Very Happy
koejny rozdział postaramy się wkleić tuż przed świętami
Miejmy nadzieję, że pojawi się więcej komentarzy Wink

Pozdrowionka Cool


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Łajt
Członek Władzy Absolutnej



Dołączył: 17 Mar 2006
Posty: 468
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Pon 16:29, 11 Gru 2006 Temat postu:

PrzetrwałAm Smile
Jestem dziewczyną ^^
A więc czekam i również pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eli




Dołączył: 28 Lis 2006
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: koniec świata.

PostWysłany: Wto 9:48, 12 Gru 2006 Temat postu:

No bo My z Kamilcią jesteśmy wytrwałe. Wink xD
Nie ma za co. ;]
Od tego tutaj jestem. ;*
No to. Także czekam. Wink

Proszę nie uzywać kolorowej czcionki! - Adeleida -


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
avenira & merinda




Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z miejsca które jest na dnie ludzkich serc

PostWysłany: Śro 19:14, 13 Gru 2006 Temat postu:

Przepraszamy najmocniej najjaśniejszą panią Wink
Myślałyśmy, że kolorem nie można pisać całości...
Zapamiętamy i już nie będziemy Wink
Coś mało tych komentarzy tutaj Crying or Very sad
Wobec tego specjalnie dla Was zamieszczamy kolejny rozdział prędzej niż miałyśmy zamiar Wink
Miłego czytania i nie żałujcie komentarzy Very Happy Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
avenira & merinda




Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z miejsca które jest na dnie ludzkich serc

PostWysłany: Śro 19:20, 13 Gru 2006 Temat postu:

No dobrze, tak więc drugi rozdział. Eldorado cz.I
Very Happy Uprzedzamy pytania, to nie jest inne opowiadanie, po prostu akcja, na którą wysyłamy główną bohaterkę, odbywa się w tamtym miejscu. Będziemy tak robić z każdą kolejną przygodą, gdyż to ułatwi Wam szukanie rozdziału, na którym skończyliście Wink
Miłego czytania raz jeszcze Wink


Carma: „Hejka! Biedrona mówi, że ma nową misję i szuka ochotników. Tylko nie proś mnie bym znowu z Tobą pojechała. Jeszcze nie doszłam do siebie po ostatnim zadaniu...”- Taką właśnie wiadomość zastałam w laptopie po wejściu do mojego pokoju. Od razu pełna entuzjazmu weszłam na MAK (Mailową Anielską Korespondencję) i napisałam do Carmen:
Lennyk162: „Ciekawe co to będzie. Mam nadzieję, że coś naprawdę poważnego”.
Carma: „Te akcje zawsze są poważne. Zanim tu przybyłaś była plaga szarańczy i efekt cieplarniany, w których brałam udział. Erik brał kiedyś udział w akcji dotyczącej dziury ozonowej, a Andy z Richem ratowali miasto Azteków. Ale kto wie? Może tym razem będzie to kotek na drzewie?”
Lennyk162: „Czy ty możesz nie używać teraz ironii? Chciałabym, aby była to naprawdę niebezpieczna i ekstremalna misja!”
Carma: „To najlepiej idź do Biedrony i zapytaj się czego będzie dotyczyła.”
Lennyk162: „OK.”

* * *
Najpierw jak najszybciej pobiegłam do Erica, by zapytać się go, czy pojedzie ze mną. Byłam pewna, że tak. Gdy dotarłam do drzwi jego pokoju, zapukałam krótko i nie czekając na „proszę”, otworzyłam z impetem drzwi. Okazało się, że u Erica był Rich, który oczywiście wszczął kłótnię:
-Czy ty zawsze musisz z takim rozmachem otwierać drzwi, nie czekając na zaproszenie?
Wzniosłam oczy do góry, tak wyraźnie, aby to zauważył. Czy on nigdy nie ma dość sprzeczek? Widząc, że nic nie odpowiadam, zaczął jeszcze raz:
-A może byś drzwi zamknęła? Doprawdy jesteś ź wychowana.
W tamtym momencie już przesadził. Eric stojący za mną zamknął drzwi z szerokim uśmiechem, patrząc jak wymyślam Richowi od głąbów i nerwusów.
-Czy ty zawsze musisz się mnie czepiać?! Nie możesz raz się przymknąć?! Tylko raz, czy żądam aż tak wiele?!
-Chyba niemożliwego- mruknął Eric, na co i tak nie zwróciłam uwagi, gdyż byłam tak mocno się nakręciłam, że nie myślałam już o niczym innym jak o tym, by powiedzieć Richowi co o nim myślę.
-Ja nie wiem- krzyczałam- jak można być takim, takim aniołem! To przechodzi niebiańskie pojęcie!!!
Po pięciu minutach wrzasków i wyzwisk pod jego adresem przerwałam, widząc uśmiech na jego twarzy. No tak! Udało mu się wyprowadzić mnie z równowagi. Dobrze, że nie dzieje się tak często, bo chyba bym tego nie zniosła.
-I co się szczerzysz?- spytałam przez zęby najbardziej jadowicie, jak umiałam.
-Uważaj, bo wypalisz tym jadem Ericowi dziurę w dywanie- odparł Rich. Trafiło mnie. Podeszłam do niego i trzepnęłam go „lekko” w głowę.
-Proszę cię, zamknij się już- poprosiłam go błagalnie. W końcu przyszłam tam w innym celu, niż wysłuchiwanie jego głupich uwag.
-Dla ciebie, skarbie, wszystko co zechcesz.
-Trzymajcie mnie, bo go zabiję!- wydarłam się zaciskając pięści.
-Jak sobie życzysz- odparł Eric i chwycił mnie za ramiona.
-Co robisz wariacie?!- krzyknęłam z lekkim uśmiechem, czując, jak podnosi mnie do góry i niesie przez pokój. Posadził mnie z dala od Richa i powiedział:
-Uspokój się już, laleczko. A ty się zamknij- dodał do Richa, gdyż był ciekawy, po co przyszłam. Cały Eric.
Usiadł naprzeciwko nas dwojga i zapytał się mnie:
-O co chodzi, ślicznotko? Czy stało się coś w czym mogę ci pomóc?
-Chciałam się tylko spytać, czy pojedziesz ze mną na misję- odparłam wesoło. Wrócił mi już dobry humor.
-Jaką misję?
-Właśnie się dowiedziałam od Carmen, że Biedrona szuka chętnych do jakiegoś trudnego zadania.
-Słyszałem o tym- wtrącił się Rich z uśmiechem.
Posłałam mu spojrzenie, mówiące: „siedź-cicho-bo-będzie-z-tobą-źle” i zapytałam się jeszcze raz:
-To jak Eric, pojedziesz ze mną, czy nie?
-Dobra, pojadę- powiedział z zapałem mój kumpel, a w jego oczach błyskały takie same, wesołe iskierki, jak w moich.- A ty?- zapytał się Richa.
-Też pojadę- odparł- jeżeli Lena da mi całusa- patrzył na mnie z szerokim uśmiechem na ustach.
-Ja cię nie prosiłam, żebyś jechał. Niech cię Eric całuje, bo ja nie mam zamiaru- odrzekłam sprytnie.
-To jedziesz?- zapytał Eric ponownie, ignorując moją uwagę.
-Czemu nie? Pojadę.- odparł Rich, udając znudzonego, ale wiedziałam, że bardzo chciał jechać.
-Więc chodźmy jutro do Biedrony- powiedziałam z ogromnym zapałem- i zgłośmy się, zanim zrobią to inni.
-Okey, okey, skarbie, a Andy nie chce jechać?- spytał Rich.
-Przecież wiesz, że on nie przepada za przygodami, a w ogóle to teraz pomaga w przedszkolu, zastępując mnie.
-A Carmen?
-Powiedziała, że mam jej nawet nie prosić, by ze mną pojechała.
-W takim razie jedziemy we trójkę- stwierdził wesoło Eric, a ja postanowiłam już nic nie dodawać, aby Rich nie zepsuł mi świetnego humoru.

* * *
Z tego, co powiedział Biedronuś, wynikało, że chodzi o odnalezienie jakiegoś zaginionego miasta- Eldorado. Bułka z masłem, pikuś, pryszcz, żaden problem! Moja pierwsza prawdziwa misja jest tak banalna, jak zwykłe szkolenie... No cóż, lepszy rydz niż nic...
W noc przed wyjazdem, miałam dziwaczny sen. A raczej koszmar...
Znalazłam się w pięknym, wyglądającym wręcz baśniowo, mieście. Nie było tam ani jednej budowli, która nie byłaby zbudowana ze złota. Totalnie aż oczy mogły rozboleć od tego blasku. Widziałam przepiękne fontanny, z których płynęła przejrzysta woda. Ulice, po których spacerowali szczęśliwi na oko ludzie, były zadbane i niewyobrażalnie czyste. Trudno sobie wymarzyć piękniejsze miejsce, ale to nie jego wygląd wywarł na mnie tak ogromne wrażenie. Najwspanialsze było panujące tam uczucie spokoju, ciepła i radości. Pomyślałam sobie, że to chyba raj na Ziemi.
Zaraz potem stało się jednak coś strasznego. Coś, co uświadomiło mi, jak bardzo się pomyliłam, porównując to miejsce do ziemskiego raju. Mianowicie, nagle pojawiła się nie wiadomo skąd grupa uzbrojonych ludzi, którzy bynajmniej nie przyszli tu na herbatkę... Napadli z nienacka na mieszkańców złotego miasta. Wśród całego tego rozgardiaszu zobaczyłam trzy osoby, które stały spokojnie i obserwowały to wszystko. Miałam nieprzyjemne wrażenie, że cała ta sytuacja po prostu ich bawi....
Rozgorzała straszna, nierówna walka. Zamiast spokoju odczuwałam teraz przerażenie, złość, a raczej wściekłość spowodowaną poczuciem własnej bezsilności. To było najgorsze- móc się tylko przyglądać, jak tubylcy tego pięknego miejsca są zabijani, niczym zwierzęta. Zamknęłam oczy. Nie chciałam na to patrzeć, było to zbyt straszne.
Kiedy rano się obudziłam, musiałam sobie parę razy powtórzyć uspokajające teksty typu: „spokojnie Lenuś, to tylko zły sen, zwykły, głupi koszmar...”. Jednak wcale nie poczułam się lepiej. Miałam dziwne przeczucie, że ta akcja może jednak nie być aż tak prosta...


No, to tyle jak na dziś. Kolejny post pojawi się jakiś czas po świętach.
Miejmy nadzieję, że do tego czasu przybędzie trochę czytelników, którzy z chęcią nas ocenią Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Łajt
Członek Władzy Absolutnej



Dołączył: 17 Mar 2006
Posty: 468
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Pią 18:19, 15 Gru 2006 Temat postu:

Czemu dopiero po świętach?!
Ja chce wcześniej ^^
No ale dobra, będę czekać.
Ładnie, zgrabnie ^^
Ciekawa jestem co z tym koszmarem...
Czy ma jakiś związek z tym co się stanie...
Pozdrawiam :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
avenira & merinda




Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z miejsca które jest na dnie ludzkich serc

PostWysłany: Pią 21:20, 15 Gru 2006 Temat postu:

No dobrze.....Chyba jedyna czytasz to opowiadanko, w takim razie specjalnie dla ciebie kolejny rozdział Wink
Szkoda, że tak mało jest czytelników i osób, które komentują, no ale cóż... Crying or Very sad Może ich jeszcze przybędzie Very Happy
Eldorado cz.II

* * *
Wyruszyliśmy z samego rana, kiedy linia łącząca Ziemię z Niebem jest najmniej obciążona, a do działu wyjazdów są mniejsze niż przeciętnie kolejki.
Zastanawiałam się, czy nie opowiedzieć kumplom o swoim koszmarnym śnie, ale w końcu uznałam, że byłaby to kompletna głupota. Sny w rzeczywistości praktycznie nigdy się nie spełniają, więc nie ma sensu się nimi zamartwiać, nawet jeżeli sprawiają wrażenie bardzo realnych.
Jedyną rzeczą jakiej nie lubię podczas misji, jest podróż wehikułem czasu. Przypomina on szklaną windę, jaką widziałam kiedyś w jednym z eleganckich domów handlowych, w Atenach. Jest mały, ciasny i widać przez niego wszystko co znajduje się na górze, na dole i po bokach. Carmen twierdzi, że po przejażdżkach wehikułem zawsze kręci jej się w głowie. Wcale się temu nie dziwię…Leci się z zawrotną prędkością, za szybami migają różne obrazy z przeszłości, słychać urywki rozmów, piosenki lecące z jakiegoś odległego radia, wiadomości z telewizji…..a wszystko to odzywa się równocześnie. Na dodatek „winda” strasznie się trzęsie, więc trzeba cały czas mocno się trzymać doczepionych do szklanych ścian pojazdu poręczy. Na szczęście przejażdżki te trwają w miarę krótko. Najdłużej leciałam kiedyś przez dwadzieścia okropnie przedłużających się minut.
A teraz jakby na złość podróżowałam bite trzydzieści( ! )minut. Myślałam, że totalnie mnie trafi, kiedy wehikuł zatrzymał się w połowie drogi. Stało się tak, ponieważ były jakieś zakłócenia na linii. Czekaliśmy z jakieś dziesięć do bólu nudnych minut, aż naprawią usterkę.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, mieliśmy więc dość zwarzone humory…
-Ty i te twoje genialne pomysły, Lena! Na świetną akcję nas wciągnęłaś, nie ma co!!! -Rich jak zwykle miał jakieś „wąty” - Wylądowaliśmy na jakimś…ekhm…w jakiejś zatęchłej norze, wehikuł nawalił i…ech! Szkoda nawet to opisywać, skoro sama to widzisz!!!
-Dla własnego bezpieczeństwa nie mów, że to wszystko to moja wina! Ja cię nie zapraszałam na żadną misję. –odparłam siląc się na spokojny ton- Sam się w to wpakowałeś, więc nie narzekaj, koniec i kropka!
W jednym musiałam się zgodzić z Richem (mam nadzieję, że to ostatni raz). Miejsce, w którym wylądowaliśmy, naprawdę sprawiało wrażenie, jakby nikt nigdy nie słyszał tu o czymś takim jak cywilizacja…
-A czego się spodziewałeś?! -do naszej „spokojnej” i „kulturalnej” rozmowy wtrącił się Eric- Szlaku turystycznego, asfaltowej jezdni i drogowskazu z napisem „do Eldorado dziesięć kilometrów”?!!
No cóż…trudno byłoby wyobrazić sobie tutaj coś takiego. Staliśmy na jakiejś kamienistej plaży, z tyłu szumiało morze, czy ocean, a przed nami widniała ciemna ściana gęstego lasu. Nie miałam ochoty się z nikim użerać, ale w takim towarzystwie to chyba nieuniknione…Wystarczyło jedno , niewinnie wypowiedziane zdanie, aby wywołać nową awanturę…
-Chodźmy stąd, proponuję przejść się w prawo, plażą- powiedziałam do chłopaków.
-Pogrzało cię?! Powinniśmy iść w lewo!- stwierdził zdecydowanie Rich.
Czy on naprawdę nie wie kiedy przestać?
-Powiedziałam, że w prawo!!!
-Nie ma mowy. Jestem starszy i zaliczyłem więcej akcji niż ty, więc ja zdecyduję! Idziemy w lewo!!!
-Tak zaliczyłeś więcej akcji, tych nieudanych- odparłam zgryźliwie. Zaczynałam już tracić resztki cierpliwości…
-Ha, ha! Idziemy w moją stronę i już!!!
-Świetnie! Jak chcesz to idź sobie w lewo, szerokiej drogi, ale ja idę w prawo!!! Eric idziesz ze mną, no nie?
Eric do tej pory całkiem rozsądnie nic nie mówił. Zresztą nie musiał, gdyż to, że mnie poprze było sprawą oczywistą.
-Eee, Laleczko, a co ty na to, by iść prosto?
Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami.
-I tak wiem swoje! Czy ty tu po środku widzisz jakąś drogę?!
Chaszcze naprzeciwko nas były naprawdę tak gęste, że za Chiny nie dałoby się przez nie przeprawić. Erica jednak to nie zniechęciło.
- Na upartego da się tędy przejść. Przypuszczam, że skrócimy sobie dzięki temu drogę.
- Nie mam zamiaru przeciskać się przez żadne badyle! – kategorycznie uciął dyskusję Rich.
- A co? Boisz się, że cię pogryzą? – zapytałam jadowicie ze zgryźliwym uśmieszkiem na ustach.
- DOŚĆ!!! Czy zamkniesz się wreszcie, jeśli pójdziemy w lewo? – zapytał Eric tego wygodnickiego Richa.
- Jakie „my”? – zdziwiłam się.
- Przestań, Lena! Ten idiota i tak nie odpuści, wiec przynajmniej ty popisz się rozumem i ustąp głupszemu! Najwyżej będziesz mogła powiedzieć „A nie mówiłam?” jak wyjdzie na twoje. Ile możemy na tym stracić czasu? Góra dzień no nie? – zniecierpliwił się Eric.
- Możesz być pewien, że wyjdzie na moje. A jak Rich będzie dodatkowo prowadził to przynajmniej będę miała zapewniony ubaw… Dobrze, że już jestem martwa, inaczej miałabym wielkie powody do obaw.
- No to zasuwamy!
Miałam na końcu języka ze stu kąśliwych uwag, ale się powstrzymałam. Przeczucie mówiło mi, że trzeba się spieszyć, więc nie mogłam marnować czasu na jałowe kłótnie. Intuicja podpowiadała mi również, że idąc w lewo możemy wpakować się w jakieś kłopoty…


Dobra...następna część naprawdę dopiero po świętach lub później...miejmy nadzieję, że czytelników i komentatorów przybędzie Wink
Pozdrowionka Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eli




Dołączył: 28 Lis 2006
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: koniec świata.

PostWysłany: Pią 22:16, 15 Gru 2006 Temat postu: Suuuper. ;]

Zapomniałyście o Mnie. xD
O Wy. ;PP

Tak prawdę mówiąc, czytałam poprzednią notkę.
Ale mam szlaban.
I musiałam szybko mykać.
Miałam właściwie to zrobić później.
Ale wyprzedziłyście Mnie moje drgie. ;] ^^

A więc.
Piszecie także for Meee. ;D

Straaaasznie Mi sie to podoba.! ;D
Serio. Wink)

Akcja świetna.
A ta winda.
Oł maj gaasz. xD

Zdecydowanie tak samo się kłócę.
A na moim języku czasem potrafi zagościć tysiące przekleństw i uwag. ;]
Ajj. Jakie znowu święta.?!
Zwariowałyście.?!
Już Mi pisać next post.! ;PP

Czekam, Skarby. Wink)
I mam nadzieję, ze niebawem. {może jutro. xD}
Będę miała zaszczyt przeczytać nową część. ;* ;D

A więc..
Buziak. ;* ;* ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Łajt
Członek Władzy Absolutnej



Dołączył: 17 Mar 2006
Posty: 468
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Sob 9:48, 16 Gru 2006 Temat postu:

Lubię przeszklone windy.
Tak, tak Very Happy Bardzo bardzo Smile
Dziękuję za część.
I czekam na kolejną...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
avenira & merinda




Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z miejsca które jest na dnie ludzkich serc

PostWysłany: Sob 13:09, 16 Gru 2006 Temat postu:

Nie zapomniałyśmy o tobie Eli, no co ty! Very Happy
Gdzież byśmy śmiały....
Tylko ty i Angel komentujecie, więc wkleiłyśmy specjalnie dla was... no i dla innych czytelników, którzy tak jak moja kumpelka nie chcą się logować, żeby móc skomentować...Pozdro Ewelka Wink Wink
Cieszymy się, że i tobie Eli i Angel podoba się nasza twórczość Very Happy
Na razie nic nie wklejamy, gdyż czekamy na więcej komentarzy ze strony innych Wink ale obiecujemy, że tuż przed świętami pokaże się kolejna notka Wink
Buziaki, wytrzymajcie przez ten krótki czas Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eli




Dołączył: 28 Lis 2006
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: koniec świata.

PostWysłany: Sob 13:47, 16 Gru 2006 Temat postu: xD

Ojj, wiem, że nie zapomniałyście. ;PP

Ajj. Mi też czasem w ogóle nie chce sie logować. ;D

Bo My z Kamcią jesteśmy naj. ;]
Nie no żartuje. Wink)

Ale szczezrze, bardzo Mi się podoba, te "Anielskie życie".

No dobrzeee. RazzP
Poczekam na kolejną część.
Ale tylko troszeczke. ;]
Wytrwam. xD

To teraz ide. Wink

Buuziaki. ;* ;* ;*

Pe.eS. Ludzie.! Komentujcie.! Nie zauważyliście nowego talentu.?! => ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
avenira & merinda




Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z miejsca które jest na dnie ludzkich serc

PostWysłany: Czw 18:18, 21 Gru 2006 Temat postu:

Obiecałyśmy, więc piszemy kolejny post Wink
Miłej lektury kochani Very Happy szczególnie wam Angel, Eli Wink



* * *
Szliśmy już dobre kilka godzin, a tu jak na złość, żadnego urozmaicenia. Ciągle tylko kamienista plaża, szumiące morze i gęsty, gęsty las. Ani śladu jakiejś (choćby wąskiej) ścieżki, czy jakiegokolwiek znaku, nie wskazywało na to że okolica może być zamieszkana.
Byliśmy bardzo zmęczeni, ale uparcie szliśmy dalej. Nagle w dżungli pojawiła się piaszczysta, długa polana, wręcz stworzona chyba po to, by można się było trochę poleniwić. Rich bez zastanowienia stanął na piasku. Ułamek sekundy później zapadł się w tej piaskownicy po kolana. Na tym się jednak nie skończyło- zapadał się coraz bardziej…
Ja i Eric jak na komendę chwyciliśmy go za ręce i wyciągnęliśmy z tych nieszczęsnych ruchomych piasków.
-Ubaw po pachy i to za darmola- powiedziałam rozbawiona, kiedy Rich był już bezpieczny.- Nadal uważacie, że powinniśmy iść w lewo?!- trzeba przyznać, że znowu wyszło na moje.- A nie mówiłam?
-Dobra, dobra, mówiłaś- Eric wzniósł oczy do nieba.- Miałaś rację, zadowolona?
-Nie, bo straciliśmy niepotrzebnie czas w tej spiekocie, zamiast od razu iść w prawo. Teraz więc zawrócimy. Wtedy będę dopiero zadowolona.
-Hej! Przeżyłem szok! Może najpierw zrobimy sobie małą przerwę? Zapytał z nadzieją Rich.
- Zatrzymajcie świat, chcę wysiąść! – jęknęłam. – Mam dość! Dobra, zróbmy temu cieniasowi przerwę, ale potem będziemy musieli włączyć piąty bieg, żeby zdążyć na czas.
Chłopaki spojrzeli na mnie tak, jakbym właśnie oznajmiła, że urodziłam się na księżycu.
- Przed czym zdążyć? – zapytał Rich
- Albo przed kim? – uściślił Eric. Po chwili roześmiał się głośno i nieco ironicznie. – Chyba nie masz na myśli tej trójki, co? Przecież to ostatnie oszołomy! Zawalają każdą akcję! Na ostatniej misji Rich i ja tak im pogoniliśmy kota, że będą cię omijać szerokim łukiem…
- Naprawdę w to wierzysz? – spytałam patrząc na niego litościwie. – A myślałam, że oboje jesteśmy realistami…
- Wyznajesz zasadę, że nadzieja matką głupich?
- Coś ty! Przecież mnie znasz! Sama mam taką nadzieję, ale to co ty teraz mówisz to marzenie. Myślisz, ze ja takich nie mam…? Wyobraź więc sobie, że mam, ale ja stąpam twardo po ziemi. Nota bene, pomyśl logicznie, ze to co mówisz ma raczej marne szanse na spełnienie w sumie…
- Dobra, skończ już! – powiedział zdenerwowany Rich. – Czy ty z najprostszych odpowiedzi musisz robić epopeję?
- Tak, muszę. – odpowiedziałam. – Nie wiesz, ze to sens mojego istnienia?
- Skończcie, dobra?! – wtrącił się Eric – Jesteśmy na misji, więc postarajcie się nie kłócić
-Ja bardzo chętnie, tylko nie wiem co na to ten stary osioł.
- Kogo nazywasz osłem?! – odezwał się gniewnie Rich
-Ja? Hmmm… Pomyślmy… mówię do Erica, więc na pewno nie mówię o nim. W takim razie osobą, którą tak malowniczo opisałam, musisz być ty! – odparłam tak radośnie, jakbym była Kolumbem, który właśnie odkrył Amerykę.
- Przestańcie!!! – wydarł się Eric, zanim Rich zdążył coś odpowiedzieć. – Powtarzam kolejny raz, że mamy misję. Przestańcie się zachowywać jak rozkapryszone bachory!
- To zrób z nią coś! Mam jej dosyć! – krzyknął wkurzony na maksa Rich.
- No i vice versa – odparłam ze złośliwym uśmieszkiem.
- Przestań walić łaciną na prawo i lewo!!! To jedyny język, którego w niebie nie umiemy i dobrze o tym wiesz! Uczysz się go specjalnie, by mnie wkurzyć i do tego…
-Halo! Eldorado czeka! Lena chodźmy, chyba, że bardzo tęsknisz za swoim dobrym znajomym....
Spojrzałam na niego spode łba, wstałam i bez słowa ruszyłam w stronę powrotną.
W oddali widać już było czerwoną kulę słońca, zanurzającą się powoli w pomarańczowej i spokojnej tafli oceanu. Od strony tej dziennej gwiazdy dolatywał do mnie ciepły podmuch delikatnego wiatru. Usiadłam na zwalonym pniu drzewa i patrzyłam na od tak dawna niewidziany widok. W oddali uspokajająco szemrały liście drzew. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na wtopienie się w ciszę otoczenia. Jednakże mój spokój został na chwilę przerwany przez Erica, który podszedł do mnie i oświadczył zmęczonym tonem::
-Dzisiaj już nie pójdziemy dalej, laleczko. Idziesz już spać?
-Podniosłam na niego swoje przymknięte lekko od nadmiaru spokoju oczy i zobaczyłam przez jego ramię, że rozpalił już z Richem ognisko.
-Wiesz co- odparłam- ja chyba obejmę całonocną wartę.
Bardzo chciałam sprawdzić, czy będzie dzisiejszej nocy księżyc w pełni, a korzystając z tego, że była bezchmurna pogoda chciałam podziwiać gwiazdy.
Słońce kompletnie już zaszło, zostawiając tylko ledwie widoczną łunę tuż nad widnokręgiem. Eric zapewne domyślił się, że chcę pooglądać niebo, bo kiwnął tylko głową i odszedł, nie przerywając ciszy nocnej, panującej na plaży.
Chłopcy oczywiście się rozgadali, a raczej pokłócili. Ciekawe dlaczego...? Nawijali bite dwie godziny, zakłócając spokój, ale w końcu oboje zasnęli.
Ja zaś położyłam się na pniu, wpatrując się z urzeczeniem w rozgwieżdżone niebo. Leżałam tak, sama nie wiem jak długo, ale chyba wystarczająco, gdyż zaczął mnie już boleć kręgosłup od nierówności pnia. Podniosłam się więc i chciałam się przejść po plaży, gdy nagle obok mnie ktoś się zmaterializował...



No to tyle jak na dziś Very Happy
Jak się podobało?
Czekamy na komentarze! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eli




Dołączył: 28 Lis 2006
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: koniec świata.

PostWysłany: Czw 20:14, 21 Gru 2006 Temat postu: ;D

Cuuudowne. ;D
Moje drogie. Wink)

Mi się tam strasznie podoba. ;]

Nie ma to jak patrzenie w Gwiazdy..
Umm..

Poza tym, uwielbiam takie kłótnie.
Są takie.. Takie.. Takie.. Brutalne. ^^ ;PP

Mwaha. ;D
Dobrze tak Richowi. xD
Czy jak to sie pisze. ;PP

Wiadomo, ze dziewczyny są lepsze i mają zawsze racje. Wink)

Hah. ^^
Teraz czekam na koleny post. Wink ;]

Mam nadzieję, ze ukaże się wkrótce. ;*

Buziaki Skarby. ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
avenira & merinda




Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z miejsca które jest na dnie ludzkich serc

PostWysłany: Pią 9:34, 22 Gru 2006 Temat postu:

Dzięki Eli!
Cieszymy się, że ci się podoba Very Happy
Następny post będzie dopiero jakiś czas po świętach
mamy nadzieję, że wytrzymacie Wink
Buziaczki kochane!
pa pa pa Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eli




Dołączył: 28 Lis 2006
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: koniec świata.

PostWysłany: Pią 14:04, 22 Gru 2006 Temat postu: Aaa.! ;((

Nie ma za co, Skarby. ;*

Po świętach.?! ;((

Kurdeee...
Długo.. ;(

Chyba, wytrzymam. ;PP
Ale, będę czekać.
Niecierpliwie. xD

Szkoda. ;(

Ale cóż.
Jakoś to będzie.

Jeszcze raz, nie ma za co. ;* ;*

Buziak. ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Łajt
Członek Władzy Absolutnej



Dołączył: 17 Mar 2006
Posty: 468
Przeczytał: 6 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Sob 13:01, 23 Gru 2006 Temat postu:

Uwielbiam gwiazdy Smile
Poczekam Smile
Nie mam wyboru Very Happy
Pozdrawiam serdecznie i życzę Wesołych Świąt :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eli




Dołączył: 28 Lis 2006
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: koniec świata.

PostWysłany: Wto 18:32, 26 Gru 2006 Temat postu: ; D

Wiem, jestem niecierpliwa. ;D
Ale.
Kiedy new post.?! xD

Normalnie, czekam i czekam.
A tu nic. ;PP

Rzecz jasna, jeszcze trochę poczekam. ;]
Ale trochę. ;D

Jakby, co.
U Mnie też News. ;*

Buziak. ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
avenira & merinda




Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z miejsca które jest na dnie ludzkich serc

PostWysłany: Śro 19:32, 03 Sty 2007 Temat postu:

Tak więc doczekaliście się Wink
Kolejny post, mamy nadzieję, że nikt nie umarł z niecierpliwości... Razz
Miłego czytania Wink


-Cześć słoneczko! No co tam, kolejna misja?
-Jakbyś nie wiedział Jess- odparłam z westchnieniem. Dlaczego musiał się teraz pojawić? Chyba po to, by jak zwykle mnie wkurzyć.
Ale zaraz, zaraz. Chcecie zapewne wiedzieć, kim jest Jess i jak go poznałam. A więc...
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce... Wink Okey, okey, już piszę. Otóż dawno, dawno temu za siedmioma górami i za siedmioma lasami... Very Happy No dobra już, dobra! Piszę na serio. Było tak: Jess był wybrańcem piekła( no ja nie mogę, kompletny plagiat! W końcu to niebo miało pierwsze wybrankę- mnie nawiasem mówiąc!) Tak jak ja ma jakieś tam swoje walnięte moce, a od zwykłych diabłów odróżnia go to, że poświata, która go otacza jest czarna, a nie czerwona. W sumie to wolę, żeby prześladował mnie czarny charakter w takiej poświacie, niż w krwistej. Aha, tak przy okazji aura mnie otaczająca jest biała, a u innych aniołów błękitna.
Jess ma swoich dwóch przygłupich goryli, którzy spełniają każdy jego rozkaz bez mrugnięcia okiem. Nazywają się Robb i Otto. Zabawne, co nie? Smile Takie tam z nich bezmózgie roboty...
Hmm... A jak ich poznałam? Na moim pierwszym wypadzie na Ziemię. Była to misja szkoleniowa. Pojawił się na niej w najmniej odpowiednim momencie, jak też zresztą czyni zawsze, doprowadzając mnie tym do szewskiej pasji. Wtedy też, jak to diabeł, przeklinał i zachowywał się nie powiem jak, ale w końcu zrozumiał, a raczej poczuł Wink , że lepiej będzie dla niego, jeśli przy mnie będzie grzeczny. Co prawda nie zawsze jest, ale nie zachowuje się już w sposób wulgarny i niekulturalny, po tym naszym pierwszym spotkaniu...
Ale wracając do rzeczy... Dowiedziałam się wówczas, iż jest właśnie wybrańcem piekła. Sama zaś wydedukowałam sobie, co wcale nie było trudne, gdyż dał mi to łatwo do zrozumienia, że będzie próbował przeciągnąć mnie na stronę zła. Co robił do pewnego momentu z godnym podziwu zacięciem. Jednak, że raczej się nie zgodzę, wiedziałam, że będzie moim utrapieniem na każdej akcji.
W sumie to koleś jest całkiem, całkiem...no dobra...jest super!! Boski po prostu!!! Gdyby nie ten jego paskudny charakterek... No sami oceńcie.
Pomimo tego, że gość jest moim utrapieniem, męczy mnie nawet w snach, mam go kompletnie dość, to ma głupi siedemnastolatek te swoje metr osiemdziesiąt wzrostu, wygląd sportowca, cerę, jakby całe życie opalał się na plaży w tropikach, ciemnobrązowe, średniej długości włosy, to jeszcze te oczy w moim ulubionym odcieniu niebieskiego Czemu on musi być diabłem? Dlaczego? Dlaczego, no?!! Nie mógłby mnie prześladować jakiś diabelski Qvasimodo, zamiast takiego przystojniaka? Chociaż... Po drobnym namyśle stwierdzam jednak, że wolę Jessa...
Oczywiście za żadne skarby świata mu się nie przyznam, że mi się podoba. Jeszcze czego! Nawet aniołowi nie powiedziałabym czegoś takiego, a co tu mówić o diable!
Wiecie co Wam powiem? Jest to zapewne jakaś diabelska sztuczka, ale czasem wydaje mi się, że w jego oczach jest coś takiego... Sama nie wiem... W każdym razie coś, co wygląda tak, jakbym mu się podobała! Jednakże, jak już mówiłam, to zapewne jakaś sztuczka, więc nie mam zamiaru się nią przejmować. Poza tym znając siebie i patrząc na to wszystko obiektywnie, wiem, że z tego i tak nie mogłoby nic wyjść, gdyż ja nie zamierzam być zła, a on stricte tak samo. Tak więc staram się go spławiać, choć w jego przypadku to nie jest możliwe, i jestem dla niego, ekhm...eee...powiedzmy, że traktuję go w zależności od mojego nastroju.
Hmm... tak, to już chyba wszystko, co mogę Wam o nim powiedzieć.
-Coś nie w humorze jesteś?- zagaił.
-A co się dziwisz? Właśnie przyczepił się do mnie pewien wyjątkowo nachalny typek, którego nie będę wskazywać palcem, bo to trochę niegrzecznie. Pomińmy drobny fakt, że kolesia totalnie nie znoszę i że nie mam najmniejszej ochoty na rozmowę...
-Lenny, nie najeżaj się tak! Spoko, zajmę ci tylko chwilkę- powiedział łagodnie.
-Dla mnie to i tak stanowczo za długo- odparłam. Po chwili przerwy ciągnęłam dalej niezbyt przyjaznym tonem:- Wiesz co? Zrób mi przysługę i znajdź sobie inną niewinną duszyczkę, którą będziesz męczył swoją obecnością... Albo lepiej: idź się utop... Zresztą rób co chcesz, bylebyś w efekcie wyniósł się z mojego życia, jasne?!
-Powiedziałbym raczej, że jasne, iż ciemne- odrzekł z tym swoim, doprowadzającym mnie do szewskiej pasji, krzywym uśmieszkiem.- Bo widzisz, jest taki mały problem. Mianowicie nie mogę tego zrobić.
-Nie możesz, czy nie chcesz, Jess?
-I nie mogę i nie chcę. Uwielbiam ci robić na przekór kwiatuszku. A czy mówiłem ci już kiedyś, że jesteś śliczna, gdy się tak złościsz?
Nie, no dajcie spokój! Co za rąbnięty dekiel! Powtarza to za każdym razem, kiedy chce mnie wkurzyć, co zresztą przeważnie mu się udaje.
-Jess, złotko- powiedziałam z fałszywie serdecznym, przesłodzonym głosikiem.- Proszę, bądź tak miły i zamknij się do jasnej ciasnej!!!
Jess roześmiał się tylko.
-No i co cię tak bawi?!
-Eee..nic szczególnego... Tylko taka jedna dziewczyna, której nie będę wskazywać palcem, bo to trochę niegrzecznie- przedrzeźniał bezczelnie.- Może ja znasz? Ma na imię Lena i jest odrobinkę zbyt...nerwowa...
-Dobra, daruj sobie te swoje głupawe teksty i przejdź w końcu do rzeczy- warknęłam.- Czego chcesz?
-Cóż, tak ogólnie rzecz biorąc, to chcę cię przeciągnąć na „ciemną stronę mocy”, chociaż to raczej praca z gatunku tych syzyfowych...bo mam jakieś dziwne wrażenie, że i tak się nie zgodzisz... Z braku laku zadowolę się chwilką przyjaznej pogawędki... I nie pogardziłbym słodkim całusem, słoneczko...
Tak, to cały Jess. Zawsze wyskoczy z jakimś wkurzającym podtekstem...
-Primo: zapomnij o przeciąganiu mnie na swoją stronę, secundo: nie mam ochoty z tobą gadać, thertio: nawet nie śnij o „słodkim całusie”, skarbie!
-Skarbie? Łał! Nie przypuszczałem, że aż taką sympatią do mnie pałasz złociutka!
Ja zwariuję! Przez tego dekla wyląduję w psychiatryku...ale chyba najpierw go zabiję!
-Pytam po raz kolejny: czego chcesz do jasnej ciasnej?!
-Już ci mówiłem. Nie chcesz chyba, żebym się powtarzał?
-Przestań zgrywać idiotę! I tk nim jesteś, więc nie musisz się tak wysilać...! czemu się znowu przyczepiłeś? Nudziło ci się w tym twoim...no...ekhm...domu?
-Coś ty! Ja się nigdy nie nudzę, Lenny...chociaż trochę się za tobą stęskniłem, kochanie...
Zdaje się, że Jessa coraz bardziej cała rozmowa bawiła. Czy tego dekla w ogóle da się jakoś wyprowadzić z równowagi?!
Po pewnym czasie ciągnął dalej:
-Po prostu mam taką pracę, że muszę pojawiać się tam, gdzie ty. Fajnie prawda? No przyznaj się, że choć trochę za mną tęskniłaś...i że cieszy cię chociaż odrobinkę moje towarzystwo...
-Chciałbyś, ty deklu jeden, ty ośle, ty oszołomie, ty naprzykrzający się głąbie, ty...- uraczyłam go piękną gamą tego typu określeń.
Jess roześmiał się ponownie.
-Szkoda, że nie możesz siebie zobaczyć! Mówię ci, widok totalnie niezapomniany!- powiedział, gdy się już trochę uspokoił.- Nie wytrzymam, Lenuś, czym też sobie zasłużyłem na aż takie uznanie?
-Przestań, albo nie ręczę za siebie!- ostrzegłam.
-Hej, spokojnie, nie wiesz, że nerwy szkodzą zdrowiu? Już przestaję się nabijać, najdroższa, tylko się nie wściekaj- odparł łagodnie.
Mówię Wam, na tego drania anielskiej cierpliwości nie wystarcza. Za jakie grzechy musi mnie prześladować taki muł? Dlaczego właśnie ja?! Crying or Very sad
-A więc czym sobie zasłużyłem na takie komplementy?- zapytał po chwili ten przystojny diabełek.
-Eee...Jess, to nie były komplementy. Wręcz przeciwnie. Liczyłam na to, że jak cię poczęstuję taką świąteczną wiązanką epitetów, to cię moja elokwencja zatka i się zmyjesz...
-No to się przeliczyłaś... A to ci pech...- stwierdził ironicznie.
-Jess, tracę już do ciebie resztki cierpliwości, więc lepiej powiedz mi czego tu szukasz i spadaj- powiedziałam bardzo „przyjaźnie”.
-Niczego konkretnego, słońce ty moje, moja gwiazdeczko najjaśniejsza, cukiereczku najsłodszy, skarbie najdroższy, kwiatuszku najpiękniejszy....
-Skończyłeś?!- przerwałam ostro.
-Dopiero zaczynam. A tak na serio....po prostu wpadłem, żeby się z tobą przywitać. Tak zupełnie bezinteresownie... Coś w tym złego, że się za tobą tak mocno stęskniłem, kochanie?
-Weź mi tu nie truj, że się za mną stęskniłeś, ty ośle jeden. I nie mów do mnie kochanie!
-Oczywiście, dla ciebie wszystko, kochanie- odparł z delikatnym uśmieszkiem.
-Eee...czy ja coś mówiłam?
-Nie wydaje mi się, Len... Chociaż... No tak! Przed chwilą spytałaś się, czy przypadkiem czegoś nie mówiłaś...
-Weź mi tu nie zgrywaj debila większego niż jesteś Jess, oki? Wiesz co, jakoś nie mogę uwierzyć w tą twoją bezinteresowność.... W ogóle ty wiesz co to słowo znaczy?
-Tak, bezinteresownie, to tak, kiedy robi się coś nie oczekując niczego w zamian- wyjaśnił.
-Brawa dla tego pana, co zna słówko „bezinteresowność”!- zakpiłam- Szkoda tylko, że jest to wiedza czysto teoretyczna ....
-Czyżbyś coś sugerowała?- zapytał zaczepnie.
-Tak! Sugeruję, że ty nigdy nie bywasz bezinteresowny!
-No wiesz...?! Jak możesz mówić coś takiego?- udał oburzenie.
-A co? Przecież to fakt. Jess, mówiłeś, że zajmiesz mi tylko chwilę. Nota bene, chwilka już dawno minęła...- zauważyłam.
-Nie, no ja nie wytrzymam! Czy ty musisz się czepiać słówek?!
Tak! Brawa dla mnie! Wreszcie udało mi się wyprowadzić tego zbira z równowagi! A myślałam, że to niemożliwe...
-Pewnie, że tak! To moja ukochana rozrywka!- odpowiedziałam.- Zdaje się, że chciałeś się tylko ze mną przywitać.... Przywitałeś się, to teraz spadaj!
-Nie wiem, gdzie się uczyłaś uprzejmości, ale z pewnością opuściłaś kilka najważniejszych lekcji... - odparł z tym swoim irytującym uśmiechem, który nawiasem mówiąc sprawia, że wygląda jeszcze lepiej niż normalnie. Dlaczego on jest diabłem, no?!
Po chwili milczenia dodał:
-Dobra, spadam. Ale nie martw się złociutka, jeszcze się spotkamy i to na pewno na tej akcji. Cieszysz się, prawda?
-Wystarczy ci moja wściekła mina, czy mam uraczyć cię odpowiedzią?
-Wiesz mi do szczęścia by to wystarczyło, ale że ciebie szlag by trafił, gdybyś się nie mogła wygadać, to z chęcią posłucham. Choć pewnie i tak będziesz się powtarzać z tym, że uważasz mnie za dekla, osła, drania, że jestem nachalny, że działam ci na nerwy i że marzysz tylko o tym, bym w końcu wyniósł się z twojego życia. Coś pominąłem?- zainteresował się.
-Tylko kilka epitetów typu: głąb, oszołom, matoł, uparty muł, wkurzający debil, idiota, zbir...
-Czyli nic istotnego...- przerwał mi. A dopiero zaczynałam się rozkręcać.- Nara, najdroższa...i powodzenia na akcji, przyda ci się...- powiedział i zniknął w kłębie ohydnego siarczanego dymu, którym się zakrztusiłam.
Kiedy przestałam kaszleć, wróciłam do ogniska i czuwałam przez resztę, niczym nie zakłóconej, nocy...


No, to by było na tyle Very Happy
Mamy nadzieję, że się podobało Wink
Do kolejnego postu, buziaczki pa pa Razz

P.S. Czy ktoś żyje na tym forum? Nawet u innych nie możemy się doczekać żadnych postów, nie wspominając o komentarzach...
Ludzie, nie umierajcie! Tutaj naprawdę jest mnóstwo ukrytych talentów(i nie mówimy tylko o nas Wink ). Tak więc czytajcie i komentujcie, bo to na serio bardzo budujące dla autora Very Happy

Ok, teraz to już kończymy Razz
Buziaki i pa pa pa Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eli




Dołączył: 28 Lis 2006
Posty: 15
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: koniec świata.

PostWysłany: Czw 15:31, 04 Sty 2007 Temat postu: ;((

niestety, moje kochane..
ale nie mam szans teraz tego przeczytać.

mam szlaban.
tak, wiem znów.
ale jakos te sprawy tak szybko leca i w ogóle.
masakra.

nie przeczytam teraz.
ani jutro, czy pojutrze.
ale wtedy, gdy tylko znajde moment.

nie wiem, kiedy to nastpi. ;((

wybaczcie, ale no..
rozumiecie.

buziaki, wysyłam. ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
avenira & merinda




Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z miejsca które jest na dnie ludzkich serc

PostWysłany: Sob 13:31, 06 Sty 2007 Temat postu:

Rozmumiemy Eli, Crying or Very sad
poczekamy na Twój powrót Wink
mamy nadzieję, że nastąpi szybciej niż wklejenie kolejnego postu,
który się szykuje Very Happy
Buziaczki Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
avenira & merinda




Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z miejsca które jest na dnie ludzkich serc

PostWysłany: Czw 21:35, 18 Sty 2007 Temat postu:

no dobra, to dodajemy nową część naszego genialnego, wiekopomnego i niepowtarzalnego dzieła. Sądząc po ilości komentarzy, nie mogliście się już tego doczekać... :P

miłego czytania!

* * *
Nie dziwicie się chyba, że następnego dnia rano byłam delikatnie mówiąc trochę nie w humorze. Nie dość, że wczoraj zaliczyłam kilka kłótni z Richem, to z podziwiania gwiazd też niewiele wyszło, bo zamiast patrzeć w niebo odbywałam bardzo… no… „przyjazną” rozmowę z tym kosmiczny chuliganem, Jessem.
Wiecie co? Ta misja coraz mniej mi się podoba.
Całe szczęście, że przynajmniej pogoda nam dopisała, widocznie matka natura jest po naszej stronie. Słońce świeciło jasno i dawało dużo ciepła, mimo wczesnej pory dnia, na błękitnym niebie nawet najbystrzejszy obserwator nie dostrzegłby ani jednego, choćby najmniejszego obłoczka, a od strony wody wiał lekki, orzeźwiający wiaterek.
Przyroda powoli budziła się do życia, (powoli, ale bardzo hałaśliwie).Pojawiły się maciupeńkie, niezwykle barwne kolibry, rozkrzyczane mewy, kolorowe, skrzeczące donośnie papugi. Z lasu dobiegały szelesty, odgłosy łamania gałęzi, różne piski i skrzeki. I kto tu mówił, że na łonie natury panuje cisza i spokój…?
W pewnym momencie podleciał do mnie śliczny, duży, błękitny motyl i przysiadł na moim ramieniu.
Kiedy już przyzwyczaiłam się do odgłosów natury okazało się, że pomagają one (a nie przeszkadzają) wyciszyć się i uspokoić. Czułam się coraz bardziej odprężona, stawałam się wręcz częścią przyrody – las, plaża, morze (lub ocean), ptaki, motyle i ja stanowiliśmy przez chwilę doskonałą jedność.
Zaraz potem obudzili się moi przyjaciele i zabrali się za zwijanie obozu, robiąc przy tym okropne zamieszanie.
Rich uznałby zapewne dzień za stracony, gdyby nie rozpoczął go od drobnej, niewinnej sprzeczki.
- Cześć skarbie! – Od razu zwrócił uwagę na mój „szampański” nastrój, i nie omieszkał go po swojemu skomentować: - Coś ty taka cała w skowronkach? Czyżbyś znowu spotkała się ze swoim „Romeo”?
- Daruj sobie ten sarkazm!!! – opuściły mnie resztki humoru.
- Zaraz, zaraz… Jaki sarkazm? Pytałem całkiem poważnie i uprzejmie…- powiedział z niewinnym, bezczelnym uśmiechem.
- Eric, trzymaj mnie, bo nie ręczę za siebie!!! – zawołałam bliska furii.
- Przestańcie oboje! Rich, odczep się od Leny! – Eric ostro uciął dyskusję. – Lena, zdaje się, że trochę ci się spieszy, więc może zamiast zwracać uwagi na zaczepki tego mandryla i tracić czas na spory o jakieś bzdety ruszymy już w drogę, co? Pozostało nam niecałe dwanaście godzin na dojście do Eldorado, a na razie tkwimy w punkcie wyjścia, chciałbym przypomnieć.
Na Richa byłam maksymalnie wkurzona, więc zwróciłam się do Erica.
- Przepraszam bardzo, ale to opóźnienie nie nastąpiło z mojej winy… Gdybyście mnie posłuchali, już dawno doszlibyśmy na miejsce…
Kumpel mruknął w odpowiedzi coś, co brzmiało jak; „Nieważne, chodźmy już” i wyruszył w drogę. Nie pozostawało nam nic innego, jak do niego dołączyć.
Szliśmy w milczeniu, w miarę szybkim krokiem. Rich był wściekły, bo to nie do niego należało ostatnie słowo, Eric wolał się nie odzywać, żeby nie dolać przypadkiem oliwy do ognia, a ja nie mam w zwyczaju gadać do siebie.
Przez jakieś dwie godziny marszu w krajobrazie nie pojawiło się żadne urozmaicenie: ciągle tylko gęsty las, pełna drobnych kamieni plaża i łagodnie falująca wielka woda. Czyżbym miała jakieś deja vu? Mam dziwne wrażenie, że już kiedyś coś takiego widziałam… całkiem niedawno… chyba wczoraj… albo godzinę temu… od początku tej misji, na okrągło…
Z nieba zaczął lać się niemiłosierny żar, ustał wiatr i nie pojawiła się nawet tyciutka chmurka. Gdybym była na wakacjach, uznałabym, że pogoda jest wręcz idealna, wymarzona, ale byłam na trudnej akcji, więc zapatrywałam się na ten fakt nieco inaczej – miałam po dziurki w nosie tego koszmarnego skwaru.
Wędrówka tą nieszczęsną plażą zaczęła mi już wychodzić bokiem. Nagle w lesie pojawiła się niewielka szczelina, wąska ścieżka prowadząca w głąb lądu, która wydała nam się istnym wybawieniem. Przynajmniej w dżungli skryjemy się przed tą nieznośną spiekotą.
Eric miał już dosyć przedłużającej się, nieprzyjaznej, pełnej napięcia ciszy, więc postanowił ją przerwać:
- Hej! Rozglądajcie się uważnie. Kto wie, może naprawdę postawili gdzieś tu tabliczkę: „Amazoński park narodowy”, albo mapę przedstawiającą szlaki turystyczne wiodące do Eldorado…
-… albo drogowskaz informujący, że „do złotego miasta należy iść prosto, następnie w prawo, potem w lewo, znów w prawo, kolejny raz prosto, znowu w lewo… i spadać na drzewo”. – dodałam trzy grosze.
- Piliście słoną wodę tak, czy nie?! – W ten subtelny sposób Rich wyraził opinię, że totalnie nam odbiło.
- Och, weź przestań! – odparliśmy równocześnie.
- Nie wezmę i nie przestanę!
Eric chyba musiał policzyć do dziesięciu, żeby się w miarę uspokoić.
- Nie, ja mam dość! Zaraz wyjdę z siebie i stanę obok! Z tobą to nawet powygłupiać się nie da, stary. Od razu musisz się przyczepić jak rzep do psiego ogona. – po dłuższej chwili dodał bliski załamania. – O nie, tylko nie to…
Otóż doszliśmy na rozstaje, a mapy czy drogowskazu nigdzie nie było. Nasza ścieżka rozgałęziała się na trzy węższe, bardziej dzikie i zapuszczone. Każda kolejna droga była mniej gościnna od poprzedniej, również niewygodnej.
Mimo ,że z początku się na to nie zapowiadało, ścieżka którą tu przyszliśmy okazała się całkiem w porządku. Początkowo cała zarośnięta zielskiem, pełna wystających zewsząd korzeni drzew, później okazała się na tyle szeroka, że mogliśmy iść obok siebie, a nie gęsiego jak przy wejściu do głuszy.
Najszersza z dróg wiodła w prawo, ale coś mi mówiło, że to nie tę należy wybrać. Ścieżka na lewo też od biedy nadałaby się, ale nie zachęciła mnie zbytnio, nie potrafię wyjaśnić dlaczego. Mój wybór padł na najbardziej niewygodną i niepozorną trasę prowadzącą na wprost. Gałęzie drzew tworzyły nad nią zielony dach zawieszony tak nisko, że trzeba było zgiąć się wpół, by się pod nim przecisnąć. Korzenie roślin wyrastały w najdziwniejszych miejscach, tak, iż cudem było przejść w ten sposób by się o nie choć raz nie potknąć. Na domiar złego droga wiodła pod stromą górkę.
- Chyba tym razem wszyscy będziemy zgodni co do tego, że powinniśmy iść w prawo.- stwierdził Rich.
- Przykro mi, ale ja się nie zgadzam – powiedziałam jasno dając do zrozumienia tonem głosu, że wcale nie jest mi przykro. – Pójdziemy prosto i jeszcze mi za to podziękujecie!
Chłopaki najpierw spojrzeli na mnie jak na wariatkę, a potem z wyraźną niechęcią zerknęli na wybraną przeze mnie trasę.
- Eee… laleczko. Nie potrzebujesz telefonu do przyjaciela, albo pytania do publiczności? – zapytał Eric. – A może pół na pół?
- Ciebie totalnie, kompletnie, ewidentnie i dosłownie pogrzało!!! Dostałaś chyba udaru, albo innego choróbska i teraz bredzisz w malignie! Przecież ta droga jest totalnie nie do przejścia. Jedynie w prawo da się normalnie przejść.
- Czuję się znakomicie, dzięki za troskę. – odparłam z przekąsem. – Zaufaj mi. Idziemy prosto!
- Nie wygłupiaj się, skarbie Idziemy w prawo i koniec tematu!
- Możecie choć raz nie zachowywać się jak dwójka rozkapryszonych bachorów?! – zniecierpliwił się Eric. – Proponuję wyjście kompromisowe: chodźmy na lewo.
- O nie, wielkie dzięki, zapomnij! Żadnych kompromisów! Idziemy prosto i nie podlega to nawet najkrótszej dyskusji! – ucięłam kategorycznie.
- O nie, wielkie dzięki, zapomnij! Żadnych kompromisów! – przedrzeźniał mnie Rich.- Idziemy w prawo i nie podlega to nawet najkrótszej dyskusji!
- Rich, kotku, czy mam ci przypomnieć co działo się gdy ostatnio cię posłuchaliśmy? – spytałam zabójczo słodziutkim głosikiem. – Otóż wędrowaliśmy w straszliwym upale przez cały dzień, w efekcie okazało się, że zabłądziliśmy i musimy zawrócić. Przy okazji ciebie omal nie pochłonęły ruchome piaski…
- Dobra, przestań w końcu ślicznotko!!! Chodźmy prosto i koniec opowieści! Eric raczej nie może pochwalić się anielską cierpliwością…
- Ja nie zamierzam… - Rich próbował jeszcze protestować, ale chyba robił to bardziej dla samej przyjemności nie zgadzania się, niż z przekonania. I tak wiedział, że przegrał.
- Ależ zamierzasz, zamierzasz. – zapewniłam go. – Pójdziesz prosto albo zostaniesz tu sam, koniec i kropka.
Rich wkurzył się okropnie, ale już bez protestów ruszył wybraną przeze mnie drogą, poszłam za nim, a za mną Eric. Po kilku krokach ścieżynka zaczęła się rozszerzać, ale cały czas wspinała się pod górę i to coraz bardziej stromo.



Dobra, to na razie na tyle. Mamy nadzieję,że się Wam nasza twórczość spodobała:P

Do kolejnego postu, paputeńki :*

Ps. Czekamy na jakiś znak życia od Was. Chyba nie zapadliście w zimowy sen?[/b]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
avenira & merinda




Dołączył: 09 Gru 2006
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z miejsca które jest na dnie ludzkich serc

PostWysłany: Nie 12:29, 11 Lut 2007 Temat postu:

No cóż, chyba jednak wszyscy tu posnęli ;p Nikt nic nie pisze, ani komentarzy,ani postów... Do czego to podobne?! Ludzie, obudźcie się!
Tak więc w ramach pobudki wklejamy kolejną część naszej znakomitej opowieści.

Miłego czytania!

* * *
Po paru godzinach drogi znowu doszło do sprzeczki między mną a Richem.
- Eee… co wy na to, żeby trochę sobie odpocząć? – zaproponował pan Zawsze – zgodny.
- Bardzo chętnie, ale wczoraj przez pewną osobę, której nie chcę wskazywać palcem, straciliśmy tyle czasu, że nie możemy sobie teraz na to pozwolić…
- A więc to wszystko to moja wina, tak?! A mam ci przypomnieć kto nas w tę akcję wmieszał? – spytał Rich zaczepnie. – Dodam jeszcze, że ta misja jest totalnie denna…
- Wiesz co, to ty wszystko strasznie komplikujesz. Gdybyś nie szukał ciągle dziury w całym już dawno bylibyśmy z powrotem w domu.
- Ja szukam dziury w całym?!
- Tak, szukasz i to bez przerwy! – Eric jak zwykle stanął po mojej stronie.- Skończcie nareszcie drzeć koty i zmywajmy się stąd!
Niezbyt chętnie, ale wzięliśmy jednak na wstrzymanie, i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Ścieżka biegnąca do tej pory prosto jak strzała, zaczęła wić się zakrętasami. Dzięki temu nie była tak stroma, ale o wiele dłuższa. Próbowaliśmy skrócić sobie wędrówkę idąc przez las, ale jak się okazało nie był to dobry pomysł (jak zresztą większość „genialnych” pomysłów Richa). Przedzieraliśmy się przez morze zeschniętych, kolczastych krzaków ponad pół godziny, by w efekcie dojść do przerażająco głębokiej przepaści.
Już, już chciałam się wyrwać z jakimś złośliwym tekstem, ale następna kłótnia była nam równie potrzebna jak dziura w moście, więc się powstrzymałam. Zamiast komentarza wzniosłam oczy do góry i zawróciłam w chaszcze. Zrobiłam jakieś dziesięć kroków i nagle stanęłam jak wryta. Stałam nieruchomo jak żona Lota zamieniona w słup soli zastanawiając się, którędy właściwie trzeba iść do drogi.
Las wszędzie wyglądał tak samo: był gęsty, ciemny, pełen splątanych lian, a w poszyciu wszędzie występowały zeschnięte, kłujące badyle.
Uświadomiłam sobie, że nie mam zielonego pojęcia którędy droga, że zabłądziliśmy w leśnej głuszy. No po prostu super, ale chyba nie może już być…
Dam wam dobrą radę: nigdy nie mówcie, że nie może już być gorzej, bo jak na złość okaże się, że jednak może…
Wracając do naszej akcji, na własnej skórze się o tym przekonałam, że nigdy nie jest tak źle, żeby nie stało się jeszcze coś gorszego. Akurat w tym najmniej odpowiednim momencie, las musiał sobie przypomnieć, że jest lasem deszczowym, w związku z czym przynajmniej raz dziennie musi go odwiedzić pani Ulewa Ogromna. Mówiąc prościej spadł deszcz, tak intensywny, że przywodził na myśl oberwanie chmury. Po chwili byliśmy przemoczeni do granic możliwości, a na dodatek dalej tkwiliśmy w punkcie wyjścia.
- Ty i te twoje „wspaniałe” pomysły, Rich! – Po prostu nie mogłam dłużej powstrzymywać się od komentarza. - Widzisz co narobiłeś?! Przez ciebie utknęliśmy w tej zakichanej głuszy!
- Jak to przeze mnie? To tobie się spieszy jakby cię rozszalały tygrys gonił! Wcale jakoś nie protestowałaś, kiedy zaproponowałem skrót.
- Bo głupszym trzeba ustępować…
- A może byś wreszcie zrobiła użytek ze swojej intuicji i wyprowadziła nas z tego… no… nieszczęsnego lasu. – Eric naprawdę zaczyna być niezły w przerywaniu naszych sporów.
Deszcz lał tak porządnie, że miałam problem z dostrzeżeniem końca swojego nosa, a co dopiero mówić o jakiejkolwiek drodze. Wiedziałam jednak, że nie możemy dłużej sterczeć jak kołki w płocie.
Zastanowiłam się przez chwilę i powiedziałam zdecydowanie:
- Chodźmy tędy! – ruszyłam, kierując się w miejsce, gdzie chaszcze były najgęstsze.
Cóż, przynajmniej deszcz ustał tak nagle jak się zaczął.
- A tak nawiasem mówiąc, to jak myślisz, daleko jeszcze do złotego miasta? – zapytał Eric starając się, by zabrzmiało to rzeczowo.
- Trudno stwierdzić. Jeśli nigdzie już nie pobłądzimy, co chyba jest technicznie nieosiągalne i narzucimy sobie naprawdę ostre tempo, powinno nam to zająć jakieś pięć godzin. To jest wersja optymistyczna, natomiast założenie realistyczne brzmi: jakieś sześć godzin – odparłam. I nagle zaniepokoiłam się lekko. – Dlaczego pytasz?
- No, bo wiesz, zostały nam jeszcze jakieś cztery, albo cztery i pół godziny… - Wiedziałam, po prostu wiedziałam, że odpowiedź Erica raczej mnie nie uspokoi.
- O niech to, trafi mnie coś! - skomentowałam dość dosadnie i przyspieszyłam kroku.
Kiedy w końcu dotarliśmy do leśnej ścieżki mimo zmęczenia pobiegłam ile sił w nogach. Nie dopuszczę do tego by historia Eldorado zakończyła się tak jak w moim śnie. Powiedziałabym: „po moim trupie”, ale biorąc pod uwagę to, że już nie żyję powiedzonko to nie jest zbyt odpowiednie. Może lepiej zabrzmi: „za żadne skarby świata”?
Wybiegłam zza któregoś z kolei zakrętu i zatrzymałam się przed znajomą już przepaścią nad którą przewieszony był drewniany, niezbyt zachęcający most, będący jednak dowodem na istnienie cywilizacji w tej okolicy. Na drugim brzegu przepaści, widniał identyczny jak po tej stronie las, w którym właśnie znikała spora grupa ludzi (to byli ci sami, których widziałam w tamtym koszmarze). Przy linach podtrzymujących most zatrzymała się trójka chłopaków, których znałam aż za dobrze, Jess i jego goryle. Nie potrzebna była inteligencja Einsteina, by domyślić się, że chcą rozwalić most.

Dobra, to tyle na razie. Czytajcie i podziwiajcie ;) No i dajce chociaż najdrobniejszy znak życia. Czekamy na to z niecierpliwością.

I cierpliwości, ciąg dalszy dodamy za jakiś czas - jeśli nie pojawi się żaden odzew na ten post to w marcu.

Buziaczki;*

Pa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Radosna Twórczość Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
phpBB (C) 2001, 2005 phpBB Group
Theme Retred created by JR9 for stylerbb.net & Programosy
Regulamin