Zarejestruj się u nas lub też zaloguj, jeśli posiadasz już konto. 
Forum Radosna Twórczość Strona Główna

Poskromić złościcę (2 cz.)

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Radosna Twórczość Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Nena




Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/7
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Śro 20:40, 31 Maj 2006 Temat postu: Poskromić złościcę (2 cz.)

Hej! Tutaj ja...Nena...Postanowiłam, że napiszę nowe opko, więc się wzięlam i zaczęłam od tak se pisać. Narazie wkleję pierwszą cześć, a jak się spodoba, to dodam kolejną. Proszę o wiele komentarzy! pozdrawiam!

Część 1

- No, ale „Laina”? – spytała już nieco załamanym głosem 15-letnia, szczupła dziewczyna o ślicznych, okrągłych oczach pełnych życia. – Czemu nie mogłaś mnie nazwać np. Agnieszka, Weronika, Kasia..... To nie! Muszę się nazywać Laina!! – wrzasnęła dobitnie i z rezygnacją opadła na kanapę. Pani Miłosińska dosiadła się do córki i czule ją przytuliła. Odgarnęła jej jasne włosy z policzka i z największą, matczyną miłością, szepnęła:
- Ależ kochanie... Rozmawiałyśmy już tysiąc razy na ten temat! Nie możesz się za to na mnie złościć.... Masz śliczne imię, po mojej zmarłej teściowej. Babcia Laina kochała cię tak bardzo, jak ja! Była wspaniałym człowiekiem... dlatego, masz ten ZASZCZYT, nosić po niej imię... – dodała i energicznie wstała z miejsca. Dziewczyna donośnie prychnęła i przewróciła oczami.
- Ohhh...nie wracajmy już do tego. Po prostu żyjemy w Polsce, i tutaj nie używa się takich ekstrawaganckich imion.... dlaczego cię tknęło? - jęknęła, lecz nawet nie oczekiwała odpowiedzi od swojej matki.
Sama 15-latka, była bardzo drobną blondynką, o dużych i zielonych oczach. Na jej twarzy zawsze gościł promienny uśmiech, który był wręcz zaraźliwy. Karnację miała nadzwyczaj ciemną, co dziwiło innych, bo wybitnie kontrastowało z jej jasnymi oczami i włosami.
- Nie dość, że Laina, to na dodatek blondynka... – mruknęła, zamykając się w swoim pokoju.
- Usiadła na łóżko i zaczęła tępo wpatrywać się w klamkę, czy aby nikt nie ma takiego nikczemnego zamiaru wejść do jej pokoju. Nawet jej matka nie miała ochoty ją pocieszać, bądź przepraszać z faktu, że nadała jej takie imię. To jeszcze bardziej ją dobiło. Nie była typem dziewczyny, która, gdy złamie jej się tips, wybucha histerycznym płaczem. Po prostu siedziała sobie w samotności na łóżku, ciężko dysząc.
Nagle zaczęła się głośno śmiać, przypominając sobie, jak kiedyś naopowiadała tej nieszczęsne
- Laina, Laina, Laina... – mamrotała pod nosem, robiąc przy tym różne, specyficzne miny. Sama jednak dobrze wiedziała, że tu nawet nie chodzi o jej imię, lecz o coś gorszego... Chciała już zadzwonić do swojej najlepszej przyjaciółki Ani, lecz coś ją zatrzymało.... – A jeśli ona nawet nie ma ochoty ze mną gadać... – jęknęła, a oczy niebezpiecznie się jej zaszkliły. Palnęła się z całej siły ręką w czoło, aby wybić sobie z głowy tę myśl.
- Kochanie, zaopiekuj się Jessicą, bo wybieram się do miasta.... – krzyknęła z kuchni pani Amanda, matka Lainy. Dziewczyna pokręciła przecząco głową i wychylając się zza barierki, dobitnie krzyknęła:
- Nie ma mowy! – po czym tupiąc donośnie nogami zbiegła po schodach.
- Zrób dziecko dobry uczynek, i zaopiekuj się młodszą siostrą... – poprosiła czule matka, robiąc przy tym maślane oczy.
Małą? Ona ma 8 lat! Niech sama się sobą zajmie! – fuknęła i odwróciła się w inną stronę, wpatrując się w ogródek sąsiadki. j staruszce, że na terenie jej działki został okryty skarb.... Biedna kobieta zwołała epikę poszukiwaczy i przekopała sobie prawie cały dom.
- Zakrztusiłaś się czymś skarbie? – spytała podejrzliwie pani Miłosińska, poklepując córkę po plecach. Dziewczyna uznała, że nie warto wyprowadzać kobiety z błędu, więc automatycznie dostała niepohamowanego ataku kaszlu.
- Już mi nic nie jest.... – syknęła, spoglądając na matkę z politowaniem.
- No to jak? Zajmiesz się Jessicą? – spytała ponownie, wykorzystując sytuację.
- Nie! Nie jestem żadną tanią siłą roboczą, a już na pewno nie nianią! – ryknęła i donośnie tupnęła nogą.
- Może nie tanią.....wręcz darmową! Nie pyskuj, i rób co mówię! – krzyknęła kobieta, nieco podniosłym tonem. Lainę bawiło zachowanie swojej matki, toteż z trudem powstrzymywała chichot.
- Bawi cię to? – syknęła pani Amanda, wchodząc do kuchni.
- Nie ukrywajmy.... śmiesznie wyglądasz, jak się złościsz... – parsknęła dziewczyna, i powędrowała za nią.
- Zobaczymy, jak się będziesz śmiać, jak dam ci szlaban na wychodzenie z domu, telefon, komórkę....
- Telefon i komórka, to to samo... – wtrąciła dziewczyna, nadal lekko się śmiejąc.
- Nie zwracaj mi uwagi, i nie przerywaj, jak mówię! – zarządziła kobieta i energicznie rozbiła jajko na patelni.
- Jak wróci tata, to zobaczymy, jak ci będzie wesoło... – mruknęła pod nosem, przyrządzając jajecznicę. – Ile chcesz jajek? – spytała niechętnie, nie zaszczycając nawet córki spojrzeniem.
- Czy ty wiesz, że teraz panuje ptasia grypa? Nie mam zamiaru narażać się na takie wstrętne choróbsko, ryzykując zjedzeniem jakiegoś paskudnego jajka, które wygląda jak kurze gówno.... – fuknęła, siadając przy stole. – zjem płatki.... – zakomunikowała i podeszła do szafki, w której znajdował się owy przysmak.
- Jak ty się wyrażasz! Jesteś bardzo wulgarnym człowiekiem, o niepohamowanym, zachowaniu! Na ciebie dziecko nic nie działa! Dlaczego robisz taką przykrość swojej mamusi? – spytała drżącym głosem, lekko przypalając swoje śniadanie.
- Gdzie jest mleko? – zainteresowała się Laina, wodząc wzrokiem po kuchennych szafkach. W końcu zaczęła wyciągać wszystko z szuflad. – O! Jest! – powiedziała, czytając etykietkę na opakowaniu.
- Kochanie... to jest mleko w proszku.... Zazwyczaj, w normalnych rodzinach, takie rzeczy, jak nabiał, chowa się w lodówce...i – zaironizowała kobieta, zmniejszając gaz pod patelnią.
- Ale my nie jesteśmy normalną rodziną, a po tobie to wszystkiego można się spodziewać... To gdzie to mleko? – syknęła i energicznym ruchem otworzyła drzwi od lodówki, prześwietlając jej zawartość wzrokiem. W końcu coś niechętnie mruknęła, wyjmując biały karton w dość sporym i wyraźnym napisem „mleko”.
- I co? Będziesz jeść na zimno? Nie wiesz, że od tego może cię boleć gardło? – ironicznie spytała kobieta.
- Nie obchodzą mnie żadne choroby... – warknęła blondynka, zalewając sobie czekoladowe płatki.
- A o ptasiej grypie mówiłaś coś innego.... – wtrąciła nieco urażona pani Miłosińska, wyjmując z szafki jeden talerz.
- Nie łap mnie za słówka... – ucięła, smakując swoje śniadanie.
- FUJ!!! – ryknęła, odtrącając talerz! – To są podróbki! Ja jadam tylko takie oryginalne, z kolorowych reklam! – wrzasnęła, histerycznie machając rękami.
- Przykro mi... Chocapiki się skończyły, ale możesz pofatygować się i zrobić jakiś dobry uczynek dla rodziny, i pójść po płatki do sklepu..... – powiedziała cichutkim głosem, przestraszona atakiem złości u córki.
- My nie jesteśmy rodziną! – wycedziła i wybiegła z kuchni, zatrzaskując za sobą drzwi.
- No to pięknie... – jęknęła zrezygnowana kobieta, od niechcenia bawiąc się swoim śniadaniem. W końcu wzięła odrobinę do ust, i niemiłosiernie się skrzywiła. – Znowu przesoliłam... – jęknęła, wyrzucając jajecznicę do kosza. W oczach miała łzy, a ręce zaczęły się jej trząść. Nie. Nie chciała płakać, ale zachowanie Lainy ją przerastało. Zawsze się dogadywały, mimo tej znacznej różnicy. A teraz? Dziewczyna dojrzewa, chodzi na dyskoteki, robi różne głupie psikusy, wraca za późno do domu, nieodpowiednio się ubiera, wulgarnie wyraża, pyskuje.... Oczywiście są też takie chwile, kiedy jest najukochańszym dzieckiem na świecie... Szczególnie, gdy czegoś chce lub potrzebuje. Ojciec Lainy wyjechał służbowo do Chorwacji, aby przeprowadzać tam szkolenia. Za to pani Amanda została z tym trudnym dzieckiem na karku całe trzy tygodnie.
- Gdzie są moje buty? Bo znowu spóźnię się do szkoły.... – fuknęła, opierając się ręką o ścianę.
- Wyprałam je... – wyszeptała kobieta, cicho pociągając nosem.
- WYPRAŁAŚ MOJE TRAMKI!!?? – ryknęła, podchodząc do kobiety. Ta momentalnie skurczyła się na krześle, jakby to miało uchronić ją przed atakiem złości swojej córki. Przez myśl przeszły jej ukochane trampeczki bezczelnie WYPRANE i zdezelowane w wielkiej pralce. Wszystkie napisy i podpisy zapewne zostały sprane, a cała ich niepowtarzalność brudnych i obdartych butów, została momentalnie zniszczona! Dziewczyna zaczęła ciężko dyszeć. Zmarszczyła czoło i energicznym ruchem usiadła na szafkę w korytarzu.
- No to w czym ja mam teraz iść do szkoły? – jęknęła, załamując ręce.
- Masz przecież te nowe adidaski, które tata ci przywiózł z ostatnie delegacji....
- W życiu! Nigdy ich nie ubiorę! – żachnęła, odgarniając swoje długie, jasne włosy.
- Dlaczego? Przecież są markowe...i ładne...nowe.... – zaczęła wymieniać ich zalety, lecz gdy spojrzała na minę Lainy, momentalnie przestała....
- ONE-SĄ-RÓŻOWE! – palnęła, i spojrzała na matkę spode łba.
- Przecież różowy, to bardzo ładny i dziewczęcy kolor... – powiedziała niepewnie, przygryzając dolną wargę.
- Ale oczywiście jak nie chcesz, to nie musisz ich ubrać... – dodała pospiesznie, widząc wściekłość w oczach dziewczyny.
- Pewnie, że nie muszę! – ryknęła. Wzięła stare, podarte tenisówki i z rozmachem wybiegła z domu. Zaczęła je zakładać w biegu, ciężko przy tym dysząc.
- Cholera... – jęknęła, momentalnie stając w miejscu. Biegiem rzuciła się w stronę swojego domu, przedzierając się przez tłum przedszkolaków, które w największym spokoju bez żadnych zmartwień podążały do przedszkola. Bardzo by chciała być na ich miejscu. Niczym się nie przejmować i mieć wszystko gdzieś. W końcu zdyszana i zmachana wbiegła do domu, prawie wywarzając przy tym drzwi.
- Gdzie mój plecak??! – krzyknęła od progu, przeszukując wszystkie możliwe miejsca, w których mógł się znajdować. Pani Amanda głośno przełknęła ślinę, i wręcz niesłyszalnym głosem, wydusiła:
- Też go wyprałam.... – po czym zacisnęła zęby i uszy, aby nie słyszeć ataku histerii swojej córki. Dziewczyna gapiła się na nią,. Jak na Ufo. Na początku nie skojarzyła, co mówi do niej jej matka. Dopiero po jakimś czasie ułożyła sobie jej słowa w głowie po kolei, aby zaczęły tworzyć jakąś sensowną całość.
- Czyś ty oszalała! Bierzesz moje rzeczy prywatne bez pytania, i bez mojej zgody wrzucasz je do pralki!? Jak możesz! – ryknęła, odpychając kobietą w inną stronę. Wbiegła do swojego pokoju i panicznym wzrokiem zaczęła szukać czegoś, co by się nadawało na pseudotorbę. Kobieta chciała już jej zaproponować, aby wzięła plecak jej siostry, ale gdy zauważyła, że był on oczojebnie różowy z dobitnym napisem „Barbie”, ugryzła się w język.
- Może weźmiesz to? – zaproponowała, podsuwając jej pod nos siatkę z Lidla. Dziewczyna spojrzała na nią z politowaniem i pobiegła do kuchni. Wzięła pierwszą lepszą reklamówkę, która nadawała się na coś, w czym można by nosić książki....
- Nara! –mruknęła , wybiegając z domu.

KOMENTUJCIE!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nena dnia Pią 13:24, 02 Cze 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
dyta157




Dołączył: 14 Maj 2006
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Czw 17:11, 01 Cze 2006 Temat postu:

To ja komentuje Ewciu! Pierwsza część (szczerze) jest do dupy,ale wiem,ze ta druga to normalnie git jest i wymiata Razz Poza tym foch,ze mnie nie odprowadziłaś dalej...zdajesz sobie z tego sprawę?! Very Happy Pozdro i buźka! :*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Daria




Dołączył: 01 Cze 2006
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/7

PostWysłany: Czw 21:09, 01 Cze 2006 Temat postu:

no fajna córeczka ale ja bym chciała mieć na imię Lawinia a nie Daria. Daria jest takie blllleeee.... bez komentarzy powiadamiaj o następnych częściach proszę Daruśka

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nena




Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/7
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Pią 13:23, 02 Cze 2006 Temat postu:

No...to teraz zapodam drugą częscią, która jest uważana za lepszą...moim skromnym zdaniem również, ale co tam..xD. Mam dobry humorek...więc dodaję..:p. pozdrawiam!

Część 2

Biegła prawie całą drogę do szkoły. W końcu zdyszana wparowała do klasy, gdzie spotkała się z wstrętnymi uśmieszkami ze strony swoich rówieśników.
- Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie..... – wyrecytowała niepewnie, mierząc klasę wzrokiem. W końcu zajęła swoje miejsce przy oknie i robiąc niemałe zamieszanie, zaczęła wyciągać podręczniki.
W sumie, to w klasie była bardzo lubiana i podziwiana, lecz ostatnio, jej opinia została delikatnie zachwiana, poprzez karygodne zachowanie pewnego chłopaka, który naopowiadał wszystkim znajomym, jak to się rzekomo całowali i spędzali razem upojne i jakże romantyczne chwile we dwoje. Na samo wspomnienie całej tej afery, przeszły ją ciarki. Nadal ludzie jednak zapamiętali ją sobie w złym świetle, jako..... lizaka. Tak. Lizaka.. dziewczynę, która całuje się z każdym chłopakiem. Gdyby jednak znali prawdę, która była przeszywająca! LAINA JESZCZE NIGDY SIĘ NIE CAŁOWAŁA! Nie dlatego, że była nie lubiana i mało atrakcyjna... wręcz przeciwnie! Należała do tych „ładniejszych” dziewczyn w elicie, chociaż wcale nie czuła się z tym jakoś lepiej... Wolałaby być zwykłą, przeciętną dziewczyną, nie rzucającą się w oczy. Niestety.... Jej charakter buntowniczki i poczucie humoru, którego miała dość sporo, nie dawały się łatwo zapomnieć. Miewała często różne tak zwane mową potoczną schizy i odpały, co niekorzystnie wpływało na otoczenie. Mimo wszystko, ludzie podziwiali ją za jej precyzyjne wyczucie sytuacji, pogodne nastawienie, zaradność, umiejętność wybrnięcia z każdej sytuacji. Oprócz tego miała dość pyskate, ale przeważnie zabawne odzywki, które były już rozpoznawane u nauczycieli w ich kajecikach. Po prostu dziewczyna ma poczucie humoru i niezły temperament. Czy to źle?
- Co tym razem stało na przeszkodzie punktualnego dotarcia do szkoły? – syknęła nauczycielka, stukając palcami w biurko.
- Wyobraża pani sobie? Akurat teraz moja babka dostała miniwylew w oku i musiałam go zahamować. Nawet nie wyobraża sobie pani, ile to czasu potrzeba, aby pobiec do naszej miejskiej apteki, przez te nasze polskie drogi.... – palnęła szybko, ponownie wracając do poprzedniego zajęcia, a mianowicie wypakowania zeszytu.
- To już twoje trzecie spóźnienie w tym tygodniu! Ile można!? Budzika nie masz w domu?! – zirytowała się nauczycielka, lekko odchrząkując.
- Czy musi mi pani dokuczać? Nie moja wina, że nie wiążemy końca z końcem! Ostatnio musiałam kupować papier toaletowy na raty, bo nie mamy tyle kasy, a pani śmie mi tu o budziku przypominać! – wrzasnęła i zakryła dłonią twarz, aby ukryć rzekome łzy.
- Ohhh... Przestań! Mam dość tego cyrku! Co dziennie jest to samo! W prawdzie masz zawsze inne wymówki, ale równie tandetne i kiczowate... – ucięła polonistka, siadając na krześle.
- „Kiczowate”? A co to znaczy? – spytała, robiąc poważną i zainteresowaną minę. Psorka przewróciła oczami i zastukała końcówką klucza o blat stołu.
- To ma być twój plecak?? – wrzasnęła, wskazując palcem przezroczystą reklamówkę, bezwładnie leżącą koło biurka Lainy. Dziewczyna spojrzała na ową rzecz z politowaniem i zacmokała z niezadowolenia.
- No i właśnie tu jest pies pogrzebany... Prawda, że ładnie powiedziałam? Metafooora taka.... – skomentowała. – Bo widzi pani...chociaż ręki dać nie mogę, że jednak, ale cóż... Niestety nie byłam w stanie przynieść dzisiaj mojego jakże uroczego plecaka, bo...nie ukrywajmy...jest w praniu... – stwierdziła. – Możemy skończyć już ten temat i przejść do lekcji? – dodała, prostując się na krześle. Nauczycielka przewróciła oczami i zaczęła dyktować wszystkim uczniom temat lekcji oraz wywoływać do odpowiedzi.
- W praniu? Nie mogłaś nic lepszego wymyślić? – stwierdziła, co nieco zbiło blondynkę z tropu, bo była to jedyna PRAWDZIWA rzecz, z jej wybujałych odpowiedzi. Nie chce jej wierzyć...jej problem.

Lekcja minęła jak zwykle nudno i do kitu. Laina myślała, ze zanudzi się na śmierć, słuchając o zaimkach, przydawkach i okolicznikach. Zdecydowanie nie lubiła polskiego.
- Te! Lizak! Masz zadanie domowe z w-fu? – parsknął pewien nieświadom swojego błędu rudy chłopak, o przestraszonych oczach i niepewnym uśmieszku. Dziewczyna spojrzała na niego groźnie i wysyczała, prężąc się:
- Mam wstać? – po czym lekko uniosła się z ławki szkolnej. – Masz jakieś problemy z dysfunkcją mózgu, aby zapamiętywać imiona? Zdarza się i to. Choroba nie wybiera.... żeby mi to było ostatni raz! – warknęła, zmieniając miejsce.
- Nienawidzę szkoły... – mruknęła pod nosem, z całej siły ciskając plecakiem w podłogę. Jedyną osobą, która ją rozumiała i miała podobne poczucie humoru, była jej najlepsza przyjaciółka Ania, która była przede wszystkim kojarzona z niezwykłymi odpałami i Lainą. Panicznie przeszukała korytarz wzrokiem, aby jej odszukać. Natknęła się na Ankę, gdy ta prawiła akurat wykład na temat moralnego zachowaniu pewnego przestraszonemu pięciolatkowi, który patrzył na nią tymi swoimi wielkimi, błyszczącymi oczami, jak na jakiegoś debila.
- Daj mu spokój.... Widzisz, że ma pełne gacie. Dzisiaj co innego mamy w planie... – zaśmiała się, machając ręką do owego chłopczyka, który na pożegnanie uroczo i słodko jej na nią napluł. Laina chciała już go gonić, lecz Ania w porę ją powstrzymała.
- Przestań męczyć dzieci! Nie masz dość po ostatnim! Mnie to teraz boli, jak śpię na lewej stronie... – stwierdziła i pomasowała obolałe oko.
- Ha! I kto to mówi... – zaśmiała się i szarpnęła przyjaciółkę w stronę damskich toalet. Zastały w nich szkolne „Barbie”, które poprawiały sobie make-up.
- Tobie i tak już nic nie pomorze... – syknęła Laina, do pewnej blondynki, z wielkim, soczystym pryszczem i nie rozsmarowanym korektorem na nosie. Miało być to w formie obraźliwej, lecz dziewczyna niekoniecznie zrozumiała bardzo sprytnie ukryte przesłanie w tym krótkim wyrażeniu.
- Naprawdę? To co ja mam zrobić? – załamała się, niechcący upuszczając nakrętkę od fluidu.
- Zrób sobie maseczkę z rumianku, potem peeling, a na koniec zasusz w solarium. Proste.... – powiedziała pewna dziewczyna, która faktycznie stosowała się do tych zasad (patrz blizny na twarzy, wysuszona i schodząca skóra od solarium, oraz pełno powyciskanych pryszczy na twarzy). Laina szturchnęła Ankę i obie zachichotały. Przejrzały się w lustrze i jak na zawołanie wybiegły z łazienki nie kryjąc przy tym śmiechu.
- To już moja siedemdziesięcioletnia babka wygląda lepiej... – stwierdziła blondynka, idąc w stronę sklepiku szkolnego.
- Weź przestań! Co ty się tej babki tak uczepiłaś! Pewnie się teraz w grobie przewraca.... – skomentowała, podążając za przyjaciółką.
- Aniu.... Ona nadal żyje... – dodała, udając obrażoną.
- A no jo... – odparła, zajmując dogodne miejsce w kolejce. Gdy tak sobie beztrosko stały i wymyślały, ile mogą jeszcze wziąć na krechę, Ania szturchnęła Lainę w ramię, wskazując kątek oka pewnego chłopaka.
- On cały czas gapi się na twój tyłek, na twoją super sexy siatkę oraz stare tramki.... – powiedziała, mierząc przyjaciółkę wzrokiem.
- Masz coś do moich butów? – fuknęła, nadeptując jej lekko na nogę.
- Nie! Skąd! Bardziej powinnaś się irytować bezczelnym zachowaniem tego typka, który ślini się do twojego tyłka....
- Mam go gdzieś – ucięła, i zaczęła liczyć kasę. Ania jednak nie ustępowała i co jakiś czas szturchała kumpelę w ramie i komentowała naganne zachowanie owego chłopaka. Laina w końcu nie wytrzymała i na cały głos ryknęła:
- Kurwa jasna mać! Przestać mnie szturać i ględzić o tym zbereźnym zboczeńcu, który jak mówisz, rzekomo gapi się na mój tyłek i komentuje moje niedoskonałości anatomiczne! Ja pierdole! Skupić się nie można! - po czym ponownie wbiła wzrok w dłoń, na której znajdowały się drobniaki. Chłopak jak oparzony oderwał od niej wzrok i z buraczym wyrazem twarzy ewakuował się na inny korytarz. Ludzie zaczęli się podejrzanie gapić na Lainę, która przez to nie mogła się skupić i co chwilę liczyła pieniądze od nowa.
- Już sobie poszedł.... – wymamrotała Anka, podając sklepikarce ciepłe pieniądze z ręki przyjaciółki. Ta się zapowietrzyła, ale nic nie powiedziała.
- Który to był? – spytała jakby od niechcenia, rozglądając się dookoła. Dziewczyna wskazała winowajcę i zaczęła zacierać ręce. Znając swoją przyjaciółkę wiedziała, że warto się szarpnąć i zapłacić ubezpieczenie.
- Te! Koleś! Masz coś do mojego tyłka? – zagadnęła i baczniej przyjrzała się chłopakowi. Był to wysoki brunet, o piwnych oczach i powalającym uśmieszku. Jednym słowem...szkolny maczo-men.
- Wiesz....chyba nie zdążyłem mu się dokładnie przyjrzeć... – zakpił i posłał jej powalający uśmiech, swojego autorstwa. Dziewczyna spojrzała na niego z politowaniem i głośno prychnęła.
- A miałeś kiedyś coś złamane, lub zbite? – syknęła, wyginając ręce w taki sposób, że wydało się przerażające i przeszywające chrupnięcie. Chłopak przecząco pokiwał głową i puścił do niej oczko.
- A miałeś w ogóle jakiś wypadek oprócz tego, jak się urodziłeś? – dodała, obchodząc go dookoła. Chłopak wzruszył ramionami. Nie wiedział, co ma powiedzieć, więc zaczął się głupio szczerzyć.
- A masz zniżkę do dentysty...? Bo może ci się przydać.... – powiedziała. Miała już zamiar odejść i dać se spokój, ale chłopak klepnął ją otwartą ręką w pośladki. Dziewczyna zmarszczyła brwi i powoli odwróciła się w jego stronę. Widząc ten jego „dumny” uśmieszek, z całej siły trzasnęła go z liścia w twarz, zostawiając przy tym dość wyraźny znak czerwonych, odciśniętych palców. Ania, widząc całe to zajście zdążyła wykrztusić tylko:
- No...to teraz masz Heyah na twarzy. Brawo.... może dostaniesz jeszcze na drugi policzek... – po czym szarpnęła Lainę za sobą, pod swoją klasę.

Gdy już doszły pod salę, obie wybuchnęły dzikim, niekontrolowanym śmiechem, wywołując przy tym dziwne reakcje u innych ludzi.
- Co panienkom tak wesoło? – spytał nauczyciel od matematyki, przechodząc obok nich. Ania momentalnie się wyprostowała i opanowała, lecz Lainie przyszło to znacznie gorzej. Uznały to pytanie za retoryczne, więc darowały sobie jakieś odpowiedzi. Wolały się po prostu „szczerze” uśmiechnąć.

Reszta lekcji minęła w miarę szybko, lecz niekoniecznie bezproblemowo. Laina postanowiła „odwiedzić” swojego „kolegę” w przedszkolu i pokazać mu, co to znaczy myć rękę pod wodą przez całą przerwę, jak ktoś cię opluję. Ania, starała się odwieść ją od tej myśli, lecz dziewczyna nie dała za wygraną i zostawiła na kurtce kolegi bardzo duży, i wyraź ślad po melach. Dumna swoim niezwykłym osiągnięciem udała się do domu, nucąc sobie jakąś piosenkę pod nosem. Miała wspaniały nastrój, bo w szkole nie dostała (o dziwo!), żadnej uwagi, jedynie pare kazań na temat swojego skandalicznego zachowania, oraz groźby o zawiadomieniu rodziców, lecz nawet to nie było w stanie zepsuć jej humoru. Straciła go dopiero, gdy przypomniała sobie o kłótni z mamą. Momentalnie przyspieszyła kroku i posmutniała na twarzy.
- Wróciłam! – krzyknęła od progu, rzucając na szafkę z butami swoją siatkę. Zdjęła stare, zniszczone trampki i weszła na sterylnie czysty dywan w salonie. Myślała, że nikogo nie ma, toteż rzuciła się na kanapę i włączyła muzykę na całą parę. Zaczęła tańczyć w rytm swojej ulubionej muzy, czyli Linkin Park i Fort Minor. Nawet nie usłyszała, gdy ktoś wchodził do pokoju. Dopiero, gdy poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu, przestała dziko wymachiwać rękami i zeszła z kanapy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tear's_hunter




Dołączył: 02 Cze 2006
Posty: 215
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: z nieba xP

PostWysłany: Pią 13:49, 02 Cze 2006 Temat postu:

kochanie, jak zawsze ślicznie ;*
dodałaś do opowiadania cząstkę siebie
odnalazłam ją min. w odzywkach Lainy ;]

ochh.. bosko xP
przecież wiesz...

kc ;*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Emereth




Dołączył: 22 Kwi 2006
Posty: 637
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 2/7
Skąd: Czwa

PostWysłany: Pią 13:54, 02 Cze 2006 Temat postu:

Faaaajne!Tylko, heh, najpierw napisałaś, że przyszła z siatką do szkoły, a później, że rzuciła plecakiem xP.Ale się czepiam, co? xP

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nena




Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/7
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Pią 16:16, 02 Cze 2006 Temat postu:

A no jo..xD napisałam źle...:pp. Wiesz...słoneczko cuś przygrzało...:pp. Pozdrawiam i czekam na więcej komciów, bo next już gotowy...:p

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A-Adeleida
Członek Władzy Absolutnej



Dołączył: 13 Lut 2006
Posty: 822
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Sob 17:48, 03 Cze 2006 Temat postu:

Opowiadanie nader mi się podoba.
Aczkolwiek mogłoby być lepsze Wink.
Postaraj się jeszcze trochę, a już może za parę lat kupię książkę Neny.
Pozdrawiam, życzę weny, znakomitych pomysłów i hmm... tego, żeby temat opowiadania nie był oklepany.

P.S. Tytuł skopiowany od Diabolique! Razz


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nena




Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/7
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Nie 9:17, 04 Cze 2006 Temat postu:

No niezupełnie skopiowany..:p. Wyobraź sobie, że w szkole przerabiamy teraz Romea i Julię...i tak oto znalazłam ten cytat..:p. Postanowiłam go wykorzystać, bo poniekąd pasuje do mojego opka..Smile. Jest on ogólnodostępny...xD. Dzięki za komenta! Pozdro :*

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yamaha




Dołączył: 23 Maj 2006
Posty: 71
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Sob 20:29, 24 Cze 2006 Temat postu:

Trzeba przyznać, że opowaidanie jest naprawdę dobre. Już na samym początku się wciągnęłam. Ciekawe opisy, gramatyka i ortografia zachwane... No cudo!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nena




Dołączył: 26 Lut 2006
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/7
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Nie 20:57, 25 Cze 2006 Temat postu:

No to dodaję kolejną część (jest chyba najgorsza ze wszystkich...:/)
I tak życze miłego czytania...xP

Część 3

Gdy poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Powoli odwróciła się i spojrzała w stronę sprawcy.
- Mama? Co ty tutaj robisz? Nie powinnaś być w pracy? – fuknęła, starając się ukryć szkarłatny rumieniec na jej policzku. Nie lubiła, gdy ktoś potajemnie zakradał się za jej plecami i ją podglądał, jak cokolwiek robiła.
- Długo tak patrzysz? – warknęła, przewracając oczami.
- Nie. – odpowiedziała szeptem. Obie były jakoś zbite z tropu. Unikały swoich spojrzeń i nie wiedziały, jak mają się zachować.
- Do pracy nie poszłam. Musiałam zająć się Jessicą... nie pamiętasz? – żachnęła z lekką nutką irytacji i pretensji do swojej starszej córki, która nie raczyła wyręczyć w tym matki.
- I może mi jeszcze powiesz, że to moja wina? – syknęła, zaciskając zęby.
- Nie kochanie. Jak zwykle, to wszystko, to moja wina. Już nie o to chodzi. W końcu razem z Jess poszłyśmy do kosmetyczki.... bynajmniej taki miałam zamiar, lecz wolałam trochę zaszaleć.... i... – zaczęła, na co Lainie poszerzyły się tęczówki. Zmierzyła matkę wzrokiem i zatrzymała się nad małą żabką , umieszczoną na kostce kobiety. Przełknęła głośno ślinę, ale nic nie powiedziała.
- Zrobiłaś sobie tatuaż? – powiedziała ledwo słyszalnym głosem, patrząc na ową rzecz z podziwem, ale i obawą. – Opowiadaj! – dodała, ciągnąc matkę za rękę. Obie usiadły na kanapie i bacznie zaczęły patrzeć sobie w oczy.
- Po prostu Jess zostawiłam u Tomka, aby się nią zajął. Puścił jej „Kubusia Puchatka” i wszyscy byli zadowoleni, a sama poszłam pozałatwiać te sprawy, dotyczące taty.
- To nie jest mój tata... – warknęła, zmieniając temat.
- Nie wracajmy do tego... – jęknęła kobieta, i ponownie zaczęła opowiadać całą historię.
- Powiedziałam do Tomka, że po Jess będę za dwie godziny, więc miałam trochę luzu. Byłam zła na ciebie i nieco niedowartościowana, więc postanowiłam zaszaleć...
- I zrobić sobie tatuaż. – dokończyła za nią Laina, kręcąc z niezadowolenia głową.
- No niezupełnie tylko dlatego.... po prostu... Jestem jeszcze młoda i chcę cieszyć się życiem. Chyba mam prawo? – zagadnęła, podnosząc wysoko brwi.
- Szczerze? To nie... – zaśmiała się i puściła do matki oczko. W sumie, to jej tatuaż bardzo się jej spodobał i była nieco zazdrosna, że ona go ma, w przeciwieństwie do Lainy. Nawet jej starsza siostra Nicy, nie miała takiego cacka, a co dopiero ona!?
- Bolało? – spytała wreszcie, przygryzając dolną wargę i krzywiąc się, jakby to właśnie jej teraz robiono tatuaż.
- Może troszeczkę...ale....warto było.... – dodała, lecz przerwała, widząc zmieszanie na twarzy Lainy.
Pani Amanda była bardzo pokręconą i wyjątkową matką. Miała już dwa tatuaże (nie licząc tego najnowszego), przekłuty język i pępek, oraz specyficzny styl ubierania. Sama jednak, nie miała męża, jedynie chłopaka („tatę” Lainy). Pani Miłosińska była rodzoną, biologiczną matką dziewczyny, lecz nie była zamężna. Prawdziwy ojciec Lainy, miał tylko ją, lecz umarł cztery lata temu, na raka płuc. Pani Amanda urodziła Lainę, gdy miała 17 lat, więc teraz miała już 33. Osoba, nazywana „tatą” Lainy, to starszy pan po 40-stce, z 16-letnią córką Nicy, która wyjechała na obóz z koleżankami. Normalnie, mieszkała razem z Jessicą, Lainą , panem Wojtkiem (rzekomym tatą Lainy, i biologicznym ojcem Nicy), oraz samą, słynną panią Amandą. Całość, tworzyła nieźle zwariowaną mieszankę, czyli rodzinę państwa Miłosińskich. Laina nie akceptowała swojego przybranego ojca, ponieważ nie zastępował jej własnego. Ciągle był w rozjazdach i wolał zajmować się swoją prawdziwą córką, Nicy. Nawet nie raczył poślubić jej matki! Jedyną osobą, którą matka blondynki kochała naprawdę, to był właśnie ojciec Lainy i Jess. Szczerze, to uważała go za swojego męża, chodź nim nie był. Nawet jego matkę nazywała swoją teściową. Bardzo przypadły sobie do gustu i polubiły się, więc nadała swojej córce imię po owej kobiecie.
- Kiedy wraca Nicy? – zainteresowała się Laina, która utrzymywała z przybraną siostrą znakomity kontakt. Razem chodziły na imprezy i odwalały różne historie. Teraz, owa szczupła, ruda dziewczyna wyjechała na przyspieszone wakacje ze swoimi koleżankami, pod namioty, nad polskie morze.
- W przyszłym tygodniu. – otrzymała w odpowiedzi.
- A Wojtek? – zagadnęła, wstawiając wodę na kawę.
- Wojtek wróci dopiero za dwa tygodnie... Zrobię mu niespodziankę tym tatuażem, nie sądzisz? – zaśmiała się, wyręczając córkę w owej czynności. Laina po raz pierwszy od jakiegoś czasu szczerze się zaśmiała do kobiety, która odwzajemniła ten gest. Wydawałoby się, że wszystko idzie bardzo dobrze, gdyby nie słowa Lainy:
- Ja też zrobię sobie tatuaż... – Pani Amanda zmarszczyła brwi i z poważną miną usiadła przy kuchennym stole, donośnie popijając herbatę.
- Nie ma mowy – powiedziała w końcu, wywołując przy tym głuchy jęk u córki.
- No ale dlaczego? Ty sobie zrobiłaś, więc ja też chce! – krzyknęła, nerwowo wodząc wzrokiem po kuchni.
- Ja, to co innego. Mam już skończone 18 lat i mogę robić, co chcę. Z reszta... tobie by nawet nie pasował. – ucięła sucho, dosypując sobie już chyba czwartą łyżeczkę cukru,
- Jak nie! Już dawno miałam to w planach! A mianowicie... małego pająka na lewej łopatce.... oraz kolczyk w nosie. –powiedziała pospiesznie, popijając przy tym herbatę.
- Nie ma mowy! – powtórzyła kobieta, gapiąc się w brązowy płyn. Wzięła do ręki łyżeczkę i energicznie zaczęła nią potrząsać, aby wymieszać napój. Dziewczyna prychnęła cicho, chcąc uniknąć wyprowadzenia matki z równowagi. Wiedziała, ze nie warto jej się teraz narażać.
- Masz rację. Jak będę dorosła, to zrobię sobie tyle kolczyków i tatuaży, że będziesz mi zazdrościć! Ot co! – fuknęła, wstając od stołu, nie dopijając herbaty.

Postanowiła się przejść, aby trochę się odprężyć. Wzięła niedbale kurtkę z wieszaka i zaczęła zastanawiać się, jaka jest teraz pogoda u Nicy. Jeśli tak samo zimno jak tutaj, to bardzo jej współczuje takich wakacji.
Szła tak chodnikiem w rękami wciśniętymi w kieszenie, mamrocząc coś pod nosem. W końcu zatrzymała się, a raczej ktoś ją zatrzymał swoim ciałem, na które brutalnie wpadła. Zaczęła klnąć w myślach, czemu jest taka niska, i nie widzi sprawcy. Powoli podniosła wzrok i zmrużyła oczy, aby lepiej widzieć ową osobę.
- To ty.... – syknęła, widząc chłopaka o ciemnych włosach i karnacji, który tępo się do niej szczerzył. Był to oczywiście owy sprawca nikczemnego wybryku przed sklepikiem.
- Masz coś czerwonego na twarzy... – parsknęła, wskazując na swoim policzku owe miejsce, gdzie były zarysowane wyraźnie ślady palców na twarzy chłopaka.
- Tomek jestem. – uciął sucho i podał jej rękę. Ta spojrzała na nią z pogardą. Zauważyła, że nie są sami. Zza bruneta wychylały się dwie, wysokie dziewczyny z toną tapety na twarzy, oraz czterech chłopaków, chichrających się z niewiadomo czego.
- Żałosne... – mruknęła, patrząc na owe towarzystwo. Wyminęła ich i przyspieszając kroku powędrowała tuż pod dom Anki.
Zaśmiała się lekko pod nosem, widząc tabliczkę napisaną starannie wykaligrafowanym pismem swojej przyjaciółki „ Pukanie się zepsuło. Proszę dzwonić” . Była ona zawieszona tuż nad ślicznym, ozdabianym cekinami i kwiatkami dzwonku do drzwi. Gdy miała już z całej siły w nie walnąć, lekko zirytowana zniewagą ze strony mieszkańców owego domu, ukazał się w nich mały chłopczyk, o dzikim wyrazie twarzy z niewinnym samochodzikiem brutalnie pogryzionym.
- Czego? – fuknął, gapiąc się na Lainę.
- Młody człowieku! Jak ty się wyrażasz! Wiesz, że tak nieładnie?! Trochę szacunku dla starszych! – odgryzła się, odsuwając go ręką.
- Jest Ania? – spytała się przestrzeni w korytarzu. Brak odpowiedzi. W końcu chłopak się zirytował i pobiegł na ogródek. Laina myślała, że pozbyła się natręta....niestety...myliła się. Już po chwili owy niegrzeczny młodzieniec stał tuż przed nią z karabinem na wodę, bezlitośnie nim tryskając.
- Ty mały ***** - wrzasnęła, krzywiąc się i zwijając przed natryskiem wody.- Ja ci zaraz dam! – dodała, po czym rzuciła się na chłopczyka z dzikim krzykiem.
- Co ty się dzieje? – spytał pewien chłopak, wyglądający na góra 17 lat. Słodko się uśmiechnął na widok uciekającej, ładnej dziewczyny, przed tym małym dzieckiem..
- Eeee..... – Laina lekko się zapowietrzyła, lecz już po chwili spoważniała i przełknęła głośno ślinę.
- Ja do Ani... – wypaliła wreszcie, szarpiąc chłopczyka za rękaw. Schyliła się, patrząc mu groźnie w oczy: - Jeszcze raz mnie tak potraktujesz, to naślę na ciebie Mikołaja i Wróżka Zębowa już nigdy nie przyniesie ci pieniędzy za zęby, które i tak możesz za chwilę stracić. – fuknęła, ponownie się prostując. Nagle coś głośno chrupnęło jej w kręgosłupie, na co się skrzywiła i lekko jęknęła.
- Jestem na to za stara... – syknęła, odsuwając owego starszego gentelmana, i wchodząc bez pozwolenia do domu przyjaciółki.
- ANIA!!! – wydarła się na cały głos, wchodząc do wszystkich pokoi. Młody chłopak dziwnie na nią patrzył, lecz nic nie powiedział. Miał dziwną minę i szatański uśmieszek na twarzy.
- Dawid jestem... – powiedział wreszcie, odwracając dziewczynę w swoją stronę i podając jej dłoń – A ja Trudzia – palnęła bez zastanowienia, mocno nią potrząsając. Dawid ponownie posłał jej pytające spojrzenie.
- Nie wiesz może, gdzie jest Ania? Twoja siostra? – spytała, zatrzymując się na moment.
- Eeee..... moja siostra nazywa się Alicja, i jest na studiach w Warszawie. Coś nie tak? - zagadnął i baczniej się jej przyjrzał. Laina krzywo się uśmiechnęła, odbierając to wszystko za głupi i jakże mało śmieszny żart. Zdemolowała i przeszukała cały dom, po czym stwierdziła, że przyjaciółka po prostu się przed nią ukrywa, lub gdzieś se wyszła. Nagle lekko osłupiała, widząc w przejściu ową dziewuchę, która gapiła się na blondynkę, jak na jakiś okaz Australopitka. Zaczęła się zwijać ze śmiechu.
- Może chcesz o tym porozmawiać? – spytał ochoczo chłopak, jakby był jakimś psychologiem.
- Eeee.... Czemu mi nie powiedziałeś, że Ania, to ....że ona tutaj nie mieszka!!?? – wybuchnęła, podchodząc do chłopaka.
- Ania? Jaka Ania? – zaśmiał się chłopak, lecz po chwili bacznie ściągnął brwi. – To ja powinienem się wściekać! Najpierw wyzywasz mojego brata, gonisz go po ogrodzie, potem bijesz, a teraz, na dodatek demolujesz mój dom, oraz gadasz mi o jakiejś Ani! – ryknął, rzucając dziewczynie przeszywające spojrzenie. Nagle do całego zamieszania wtrąciła się roześmiana Anka, sprawczyni całej tej sytuacji.
- Dobra. Dawid, to mój brat, o kiepskim poczuciu humoru. Sama dobrze wiesz, że nie mam żadnej siostry Alicji w Warszawie, a ten mały dziamdziak, to mój młodszy brat Julek – dodała, wskazując na rozwydrzonego bachora, który biegał po całym ogródku strzelając z pistoletu na wodę do swoich sąsiadów.
- Normalka... – dodała, widząc zmieszanie na twarzy przyjaciółki. – A ten tu...o... – żachnęła, wskazując na Dawida. – To mój starszy brat...jak już z resztą wiesz, Dawid, który miał spięcie w inkubatorze, i mu tak jakoś zostało... Ma 17 lat, a jeszcze mu nie przeszło... – zaśmiała się, po czym klepnęła przyjaciółkę z całej siły w plecy i szarpnęła na schody, prowadzące do jej pokoju..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Radosna Twórczość Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
phpBB (C) 2001, 2005 phpBB Group
Theme Retred created by JR9 for stylerbb.net & Programosy
Regulamin