Zarejestruj się u nas lub też zaloguj, jeśli posiadasz już konto. 
Forum Radosna Twórczość Strona Główna

"Show me love..."

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Radosna Twórczość Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
M-Gomenasai




Dołączył: 26 Mar 2006
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Pon 17:23, 27 Mar 2006 Temat postu: "Show me love..."

Uch...
Dobrze.
Prezentuję moją wątłą garstkę talentu.

Prolog jest dość... Zachmurzony. Ale później, rozproszę te chmury...




Ciepła kawiarnia.
Zimne krople deszczu, obijające się o szyby.
Roziskrzone głosy.
Gorąca, malinowa herbata i czekoladowe ciastko.

Eva kręciła się niespokojnie na krześle. Coś się działo, czuła to wyraźnie w głosie brata. Słyszała poruszone głosy, czuła wzrastające napięcie, uwagę skupioną na czterech postaciach przy stoliku obok. Kim były owe postacie, że wywołały tak duże zamieszanie? Adam milczał jak zaklęty. Nie chciał, choć pisnąć, choćby naprowadzić ją na rozwiązanie.
A cztery postacie siedzące tuż obok, miały tak wyraźne rysy. Ich dusze miały tak wyraźne kontury…
Przyglądała się uważnie każdej z nich. Trzy tak niepewne, tak płochliwe, poharatane. Wyraźnie zagubione, zapędzone w ciemny zaułek. Bez wyjścia, bez powietrza, bez szeptu chmur…
I czwarta. Czwarta…
Pełna sprzeczności.
Delikatności, pewności siebie. Dobroci i zła czającego się za każdym zakrętem. Ciszy i krzyku. Jasności i przygnębiającej czerni…
Wszystkiego naraz. Ułożonego w chaotyczną mozaikę, która wołała o pomoc. O zgrabne palce, które ułożą rozrzucone puzzle, w harmonijną całość.

Palce Evy są bardzo zgrabne. A jej ulubione zajęcie, to rozwiązywanie skomplikowanych zagadek.



Nie bijcie, proszę...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Żyrafa




Dołączył: 21 Mar 2006
Posty: 66
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/7
Skąd: Zgierz

PostWysłany: Pon 17:38, 27 Mar 2006 Temat postu:

Śliczne, piekne, te cudowne metafory....
I tajemnica wisząca nad każdym słowem...
Pozostaje mi tylko patrzeć, czy za rogiem nie czai się kolejna część tego opowiadania.
Pozostaje mi czekać na kolejną tajemnicę...ale ja kocham tajemnice i będę czekać choćby wieki.
Bo słowa napisane przez Ciebie wpływają na mnie jak muzyka, uspokajaja , koją, a zarazem pobudzają do działania.

Niegodna istnienia Zyrafa


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Punky




Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/7

PostWysłany: Pon 17:43, 27 Mar 2006 Temat postu:

W 100% zgadzam się z Żyrafą ! A z tego co przeczytałam, to nie jest wątła garstka talentu.To na pewno całkowity talent ! Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dancing with Dreams
Gość






PostWysłany: Pon 17:59, 27 Mar 2006 Temat postu:

A ja powiem tak: Piekne, ale nic więcej narazie nei moge powiedziec, przecież to tylko króki prolog... Czekam na nastepne...
Powrót do góry
M-Gomenasai




Dołączył: 26 Mar 2006
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Wto 11:57, 28 Mar 2006 Temat postu:

Cieszę się, że wam się jako tako podoba... I , że mnie nie zjadłyście...

A teraz... Pararam... Część pierwsza mojego "cosia"...

Część I.

Eva nerwowo mieszała herbatę srebrną, zdobioną łyżeczką. Przyglądała się z uwagą swojemu bratu. Obawiał się czegoś. Szare barwy niebezpieczne poprzecinane były czarnymi smugami wątpliwości i zwykłego strachu. Przed czym? Nie miała pojęcia…
- Adam… Adam, proszę… Powiedz mi, o co chodzi…?
- Hm…? Co mówiłaś? – A więc był zamyślony. Bał się swoich myśli. Zapewne dziwnych, nieposklejanych, rozrzuconych po całym umyśle, jak to na adamowe myśli przystało….
- Pytam się, o co chodzi… Widzę przecież.
- Co widzisz? Ty przecież nic nie widzisz…
- Oj Adam… Taki duży, a tak głupi. Dobrze wiesz, że widzę. Widzę te czarne smugi strachu przed nieznanym, braciszku. – Do filiżanki z herbatą wrzuciła dwie kostki cukru. Zawsze lubiła cukier. Zawsze lubiła wszystko, co słodkie…
- Wydaje ci się…
- Wiesz dobrze, że wcale mi się nie wydaje. Czy to przez nich? Od momentu, kiedy tu wkroczyli drgasz dziwnie…
- Zdaje ci się. I…Chodźmy stąd. Chodźmy, proszę…
- A moja herbata? Poza tym, nie powiedziałeś mi jeszcze, kim oni są. Póki się nie dowiem, nie ruszę się z miejsca. – Wykrzywiła zabawnie usta, co zapewne, w jej mniemaniu, miało być zaciętą, pewną siebie miną.
- Ach, przestań. To zwykłe, zadufane w sobie gwiazdeczki. Wystarczy?
- Nie. Chce wiedzieć jak się nazywa, ta najbliżej nas. – Wskazała ręką w stronę drgającej, rozmytej mieszaniny kolorów.
- Dobrze…Bodajże nazywa się Bill. Chodźmy już. – Wstał szybko, potrącając przy okazji stolik i wylewając herbatę na ładny, biały obrusik.
- Aha… Więc to chłopak…Myślałam, że dziewczyna… - Uśmiechnęła się figlarnie i wstała ze swojego krzesła.
- Hm, po trochu wygląda jak dziewczyna. Ma jakieś dziwne, delikatne rysy… - Adam zarzucił na ramiona kurtkę i pomógł siostrze założyć skórzany, brązowy płaszczyk.
- A Ci pozostali? To jakiś zespół, aktorzy, którzy spotkali się przy kawie…?
- Zespół… Chodź już. – Zanim zdążyła zaprotestować, złapał ją za drobną dłoń i pociągnął w stronę drzwi. Zaskrzypiały nieprzyjemnie i byli już na wąskiej, szarej uliczce.
- Jaki?
- Dajże spokój. Zespół, jak zespół. – Złapał ją mocno w pasie i skierował się w stronę dużej, ruchliwej ulicy.
- A kiedyś obiecałeś, być moim oczami… Kiedyś mówiłeś, że zawsze zastąpisz mi wzrok… - Westchnęła tylko cicho i odwzajemniła silny uścisk.

***

Eva leżała na wygodnym łóżku, w rozkopanej, niebieskiej pościeli i nuciła razem z Shakirą swój ulubiony kawałek „Objection”. Była 10 rano, a ona nie miała najmniejszej ochoty wygrzebywać się ze swojego małego królestwa.
- So objection I don't wanna be the exception… - Zaśmiała się z własnego, dość skrzekliwego głosu, nie przejmując się tym jednak, śpiewała dalej. I coraz głośniej. - To get a bit of your attention!
- Eva! Przestań męczyć moje biedne uszy tym skrzekiem… - W drzwiach stanął Adam i z rozbawieniem zatykał uszy.
- Jakim skrzekiem, jakim skrzekiem…? Toż to śpiew anielski! But you don't even bother! – W uniesieniu, podniosła się do pozycji klęczącej i zaczęła śpiewać, a raczej piszczeć, do własnej ręki.
- Eva! Cicho, sąsiadów pobudzisz!
- Jakie cicho, jakie cicho? Śpiewaj ze mną, znasz przecież słowa! Next to her cheap silicon I look minimal! Śpiewaj, śpiewaj! – Po chwili obydwoje tarzali się po jej miękkim łóżku. Między napadami szaleńczego chichotu wręcz wypluwali z siebie niektóre, trochę okaleczone, linijki tekstu.
- But you gotta… Things so also count… Better put… On the ground! - Zatoczyła się niebezpiecznie i spadła z łóżka, lądując boleśnie na plecach.
- Ałłł…
- No i po co żeś się tak darła…? – Adam pochylił się nad nią i pomógł wstać.
- Sam się darłeś bałwanie. A że jesteś starszy… Mogłeś mieć trochę oleju w głowie, nie?
- Ja, ja? Ty był twój pomysł smarkulo!
- Teraz mnie od smarkul będziesz wyzywał… A idź ty!
- Dobrze, dobrze… A teraz chodź, zjemy jakieś śniadanie… - Pociągnął ją za rękę w stronę kuchni i posadził na wysokim taborecie.
- To czego sobie życzysz moja wybredna madame? - Adam otworzył srebrną lodówkę i przeglądał z szerokim uśmiechem jej zawartość. Uwielbiał takie poranki. Ciepłe, słoneczne, pełne optymizmu i śmiechu. Uwielbiał wszystkie poranki spędzone z Evą. Była zawsze tak promienna, pełna energii, chęci do życia… Czasem nie mógł tego wręcz pojąć. Ona, okaleczona przez los, niewidoma od urodzenia, sierota, która mieszka z bratem… A tak szczęśliwa. Bo co do tego, nie miał wątpliwości. Eva, była jedną z najszczęśliwszych osób, z jakimi kiedykolwiek miał do czynienia…
- Hm… Może dzisiaj zjemy tylko po jabłku i wybierzemy się do kawiarni na jakieś dobre ciastko?
- Jeśli tylko chcesz królewno… - Obdarzył ją ciepłym uśmiechem i rozczochrał brązową grzywkę.
- Idź się umyć… Za dziesięć minut zbiórka po drzwiami.
- Dziesięć? Tylko dziesięć…? Dobra, niech Ci będzie, ale znajdź gdzieś tą moją czarną bluzkę z trupią czaszką…
- Dla księżniczki wszystko… Przeprasowałem ci wczoraj te czarne spodnie, możesz je założyć…
- Dobra Książe. Idę przemyć te moje niewyspane oczęta. – Puściła mu oczko i pobiegła niezgrabnie do łazienki.



Przepraszam, że tak krótko, ale to dopiero I część...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Punky




Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/7

PostWysłany: Wto 17:44, 28 Mar 2006 Temat postu:

Ah, wiedziałam że to będzie świetne opowiadanie ! Takie tajemnicze,dobrze opisane... Nie pozostaje nic innego jak czekać na następną część Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Extraordinary Girl




Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 20:42, 28 Mar 2006 Temat postu:

Jak dobrze. W końcu coś, co nie jest pisane w pierwszej osobie. Na dodatek ambitne. Podzielam zdanie Liz - super.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
M-Gomenasai




Dołączył: 26 Mar 2006
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Śro 8:13, 29 Mar 2006 Temat postu:

Czyli się podoba...?
Naprawdę się Wam podoba...? ^^

Ach... Dzisiaj powinnam dodać nową część Wink

Sialalala...
Bo chmury są dziś cynamonowe... ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Tess
Administrator



Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 703
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Nowa Sól

PostWysłany: Śro 8:30, 29 Mar 2006 Temat postu:


A z nieba pada deszcz wiśni... Zaś słońce jest zielone ^^.

Ach... Zaskoczyłaś mnie z tą niewidomością (by nie powiedzieć ślepotą ^^). Naprawdę mnie zaskoczyłaś.
Ale... To takie piękne. Takie delikatne. Takie miłe dla oczu. Miłe dla mojej duszy, skropionej wiśniowym syropem. Mojej szafki, w której siedzą dwie bliskie mi osoby, wnoszące do niej ciepło.

A... A pamiętasz? Co z szafką Samary...?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
M-Gomenasai




Dołączył: 26 Mar 2006
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Śro 14:11, 29 Mar 2006 Temat postu:

Samara jej nie chciała.
Powiedziała, że nie chce...
I nadal mnie straszy.
Ale kiedyś się do niej uśmiechnę.
I wtedy, sama sobie zbuduje własną samarową szafę...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
OrubeKaulitz




Dołączył: 28 Mar 2006
Posty: 370
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Śro 14:42, 29 Mar 2006 Temat postu:

Piękne. Ja też lubię Shakirę Objecton. Czekam z niecierpliwością na następną część.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
nadine..albo malwa:P
Gość






PostWysłany: Sob 2:48, 01 Kwi 2006 Temat postu:

skąd ona w takim razie(skoro jest niewidoma) mogła mysleć ze Bill to dziewczyna?? Razz ogoolnie opo sliczne;]
Powrót do góry
M-Gomenasai




Dołączył: 26 Mar 2006
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Sob 9:54, 01 Kwi 2006 Temat postu:

No cóż... Jego dusza i charakter pasowały raczej do jakiejś dziewczyny. Zadufanej w sobie gwiazedeczki, która zmiażdżyła w sobie dobro...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czarne Oszronione Pióro




Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 171
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: tam gdzie na mój widok milkna wszystkie rozmowy

PostWysłany: Sob 10:38, 01 Kwi 2006 Temat postu:

Gomenasai...
Ach...
Moge tylko wzdychac i obdarzyć Cię tym postem. Nie wyjawi on, co naprawdę mi w środku zawrzało, poprzewracało się i zostawiło coś. Zasiałas coś we mnie, wiesz? Dziękuję za to opowiadanie, że je umieściłaś...
jest takie piękne... Tak, piękne, często niewidomi umieją cieszyć się życiem lepiej, niż Ci, którzy w swoim mniemaniu uważają się za całkiem sprawnych. A nie są. I widze, że próbujesz to pokazać, a może moja chora psychika się myli? Nie wiem. Wyszło Ci to niesamowicie...
Ach...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dancing with Dreams
Gość






PostWysłany: Sob 12:20, 01 Kwi 2006 Temat postu:

kiedy nowa częśc? ja chcę już teraz w tej chwili!
Powrót do góry
M-Gomenasai




Dołączył: 26 Mar 2006
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Sob 12:39, 01 Kwi 2006 Temat postu:

Pisze się...
Wszystko w swoim czasie ; )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dancing with Dreams
Gość






PostWysłany: Sob 12:42, 01 Kwi 2006 Temat postu:

Ok, więc ja czekam zniecierpliowiona... i nie mam już paznokci xD
Powrót do góry
...NuT...
Gość






PostWysłany: Nie 22:04, 02 Kwi 2006 Temat postu:

Śliczne.

A zarazem ma w sobie tak dużo... Radości ^^.

Dobra, dobra bo jak Anka zacznie filozofowac to źle sie skończy Laughing

Czekam na więcej Very Happy

Pozdrawiam.
Powrót do góry
M-Gomenasai




Dołączył: 26 Mar 2006
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Śro 21:50, 05 Kwi 2006 Temat postu:

I nadchodzi część II. Kiepska, nieciekawa... Z powtórzeniami i zgrzytami. Wiem, ale nie potrafiłam wykrzesać z siebie więcej.
Wybaczcie, naprawdę wybaczcie, że tak kiepsko...

Część II

Aromatyczny zapach kawy, jak zwykle pobudził ją do życia. Ciepłe promienie słoneczne, wpadające przez duże okno, grzały ją delikatnie w plecy. Kolejny piękny dzień witał ją z uśmiechem. Jak zawsze… Bo i ona zawsze uśmiechała się do słońca. Do każdego napotkanego człowieka. Czy to do dziecka, czy wąsiastego robotnika drogowego. Zawsze była pełna optymizmu, ciepła i energii. Zaskakiwała swoimi dziwnymi pomysłami, wieczną radością, choćby z najdrobniejszych przyjemności. Była małą iskierką nadziei, dla każdego, kogo spotkała. Choćby tylko minęła go na ulicy…

Czarna woń mocnej, gorzkiej kawy, wyjątkowo go przygnębiała. Wszystko go przygnębiało. Jak każdego ranka… Wszystko było szare, bezimienne, byle jakie. Nic nie miało smaku ani konsystencji. A on sam, zawieszony był w dziwnej pustce. Ciemności, ciszy, rozpaczy. Chciał być sam. Tylko to go jako tako podnosiło na duchu. Samotność. Bo nie potrafił już znieść współczujących spojrzeń Gustava, Georga i Toma. Nie potrafił… A samotność była dobrym towarzyszem.

Przyglądała się z uwagą szarym i brązowym barwom. „Smutek, przygnębienie, może lekki strach…” wydała bez zastanowienia wyrok. Musi pomóc. Chce pomóc… Już wczoraj obiecała sobie, że ułoży tą skomplikowaną układankę. A jak coś sobie obieca… Wstała i niepewnym, chwiejnym krokiem podeszła do jego stolika. Wyciągnęła przed siebie rękę i ostrożnie dotknęła oparcia krzesła. Usiadła naprzeciw niego.

Przyglądał się z uwagą i nie małym szokiem, na poczynania brązowowłosej dziewczyny. Kolejna napalona fanka? Nie, nie wyglądała na taką. W ogóle wyglądała dziwnie. Jej twarz się śmiała, nawet, jeśli nie czyniły tego usta. Brązowe włosy, roztrzepane były w artystycznym nieładzie, a śliczne, niebieskie oczy, świeciły niesamowitym blaskiem. Cała wręcz promieniała szczęściem i nadzieją. Ona była szczęściem i nadzieją. Nie sprzeciwił się, gdy usiadła naprzeciw niego, nie odezwał się słowem, kiedy przez dobre pięć minut przypatrywała się jego klatce piersiowej. Nie protestował, kiedy zwyczajnie złapała go za rękę i stwierdziła szeptem, patrząc się na jego prawy policzek, że powinni iść do parku. Skinął głową, wstał i pociągnął ją w stronę drzwi.
- Powiedz Adamowi, że będę w domu o trzynastej… - szepnęła jeszcze w stronę Francisci – właścicielki kawiarni i byli już na jasnej, wąskiej uliczce.
- Park jest gdzieś tam – wskazała palcem na wschód. Faktycznie, za rogiem widać było kilka zielonych drzew. Ścisnęła mocniej jego dłoń i z uśmiechem szepnęła „Prowadź”. Nie zrozumiał. Dlaczego ma prowadzić? To przecież ona powinna go oprowadzać, to nie on tu mieszka. Jednak jej kolejny uśmiech rozwiał jego wszelkie wątpliwości. No, bo co w tym dziwnego, że ma ją zaprowadzić do parku?
Szli w ciszy. Ciepłej, łaskoczącej po policzku. Takiej naturalnej i miłej. Nie zastanawiał się nad tym, kim ona jest, nie rozmyślał nad jej dziwnym zachowaniem i nie analizował jej uśmiechów. Po prostu się nią cieszył. Uśmiechał się do słońca, które nagle przybrało barw, do nieba, po którym radośnie dryfowały białe chmury. Do drzew, które witały go w swoim małym, parkowym świecie. Do krzewów, kwiatów i dzieci, które ganiały się po wąskich alejkach.
Uśmiechał się do świata, który nagle przyjął go z otwartymi ramionami.

***

Z uśmiechem otworzył masywne drzwi swojej ulubionej kawiarni. Ich ulubionej kawiarni. Pomalowanej na ciepłe, kawowe odcienie. Z bukowymi stolikami i miękkimi fotelami. Z uśmiechem pulchnej hiszpanki Francisci i spoczywającej na honorowym miejscu, rzeźbie błędnego rycerza. W końcu nie na darmo, nad drzwiami wisiał kolorowy szyld „cafeteria debajo del caballero andante”*, prawda?
- Hola mis amigo! – Zawołała wesoło Francisca i podała mu kubek parującej kawy.
- Hola, hola… - Cmoknął ją uprzejmie w policzek i rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu, w poszukiwaniu siostry. Lecz Evy nie było. Nie było… Jak to nie było?
- Gdzie jest Eva? – Zapytał drżącym głosem. A jeśli coś jej się stało? A jeśli teraz leży nie przytomna w szpitalu? Jakiż był nieodpowiedzialny, pozwalając jej samej dojść do kawiarni. Po co się uparł, na kupno tych płyt akurat teraz? Po co zachciało mu się wstępować na chwilę do sklepu muzycznego naprzeciwko…?
- Będzie w domu o 13… Poszła na spacer z jakimś przystojnym chłopakiem – kobieta puściła mu oczko i znacząco się uśmiechnęła – w końcu maleńka Eva dorasta…
- Z jakimś chłopakiem?! – Oczami wyobraźni widział już jakiegoś niewyżytego flejtucha, obłapującego Evę tu i ówdzie. Jak mógł na to pozwolić? Jest w końcu jej bratem, jej opiekunem, jej opoką i murem obronnym… Jak mógł?!
- Hm… To był chyba ten cały Phil, czy Neal z Tokio coś tam… - uśmiechnęła się niepewnie i podsunęła mu pod nos talerzyk z czekoladowym ciastem. – Piekłam dziś rano, jeszcze odrobinę ciepłe… Zawsze lubiłeś ciepłe ciasto. Usiądź i coś zjedz, Eva wspominała, że jesteś tylko na marnym jabłku. Zawsze Ci mówiłam, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia…


***

Ciepłe promienie słoneczne, delikatnie pieściły jej twarz. Letni, chłodny wietrzyk, rozwiewał figlarnie jej włosy, a cichy szum drzew grał dla niej wesołą, niedostrzegalną symfonię. Uśmiechała się do chłopaka siedzącego tuż obok niej, wpatrując się uparcie w okolice jego klatki piersiowej. Mruczała pod nosem niezidentyfikowaną melodię i beztrosko majtała nogami w powietrzu. Wyglądała na kompletnie, bezsprzecznie, wręcz wiecznie szczęśliwą osobę. Była taką wiecznie szczęśliwą osobą. I lubiła dzielić się swoim szczęściem.

Zwykłe promienie słoneczne, wydały mu się nagle ciepłe. Tak naprawdę, naprawdę ciepłe. Letni wietrzyk, łaskotał go niepostrzeżenie po odsłoniętych plecach i mierzwił starannie ułożoną fryzurę. Ale o dziwo, wcale nie przeszkadzało mu nowe, wirtuozerskie uczesanie, wręcz cieszył się tą niezależną od niego zmianą. Usłyszał nagle cichy, uroczy, układający się w niezwykłą kompozycję, szum drzew. Wpatrywał się z lekkim rozbawianiem, na beztroską, drobną istotkę, od której wręcz promieniowała radość, która nawet nie wypowiadając słowa, zarażała miłością do otaczającego świata.
- Pięknie, prawda? – przerwał nieśmiało przyjemną ciszę.
- Chyba tak… - odpowiedziała beztrosko i przeniosła uważne spojrzenie na jego nos.
- Chyba?
- Czuję ciepłe słońce, słyszę szum drzew, śpiew ptaków. Ale nie wiem, czy trawa jest zielona… Opowiesz mi? – Jej uśmiech, przekonał go natychmiast. Bez zbędnych pytań, wątpliwości. Po prostu, opowie jej…
- Niebo jest niezwykle czyste i błękitne, niczym twoje oczy, a słońce śmieje się do nas, twoim uśmiechem. Drzewa, krzewy, trawa, wszystko mieni się przeróżnymi odcieniami zieleni. Tak wyjątkowo żywej i radosnej zieleni… I jest dużo kwiatów. Kolorowych, wesołych, przeczących zielonej harmonii, rozpraszających monotonię… A po wąskich żwirowych uliczkach, ganiają się roześmiane dzieci….
- Faktycznie pięknie… A słyszysz? Słyszysz ptaki? Słyszysz drzewa? Ten radosny, nie zawsze zrozumiały szept…?
- Słyszę… I czuję ten niesamowity zapach. Kwiaty, trawa… I… I… Coś jakby sosna i wschodzące słońce…
- Sosna…? Ach, to chyba moje perfumy… - zaśmiała się delikatnie. Jej śmiech porównałby jedynie do melodyjnych niezapominajek.
- A może przejdziemy się jeszcze? Tam dalej jest uroczy staw, Adam opowiadał, że odbija się w nim nadzieja. - W odpowiedzi, pomógł jej zsunąć się kamiennego murku i trzymając ją kurczowo za rękę, jak gdyby zaraz miał się mu wymknąć, skierował się w stronę majaczącego w dali stawiku.


* „cafeteria debajo del caballero andante” - "Kawiarnia pod błędnym rycerzem" - z hiszpańskiego ^^'


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Czarne Oszronione Pióro




Dołączył: 24 Lut 2006
Posty: 171
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: tam gdzie na mój widok milkna wszystkie rozmowy

PostWysłany: Czw 13:48, 06 Kwi 2006 Temat postu:

Ach Gomenasai...
Wydaje mi się, że kiedyś czytałam stylistycznie dzieła podobne do Twoich... A może to tylko chore złudzenie, po przeczytaniu czegoś tak wspaniałego?
Tak.. aż poczułam woń świeżej trawy, szum drzew (tak1 poczułam, a nie usłyszałam!), a słowiki zaświergotały mi nad głową...

Ach, a ja miałam lekcje robić XD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Punky




Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 658
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/7

PostWysłany: Pią 16:21, 07 Kwi 2006 Temat postu:

Ja mogłabym czytać to opowiadanie nawet jakby każda część była nieciekawa, kiepska, i "skrzypiąca". Ale jeszcze żadna taka nie była. Gomenasai, jeszcze nie zetknęłam się z tak oryginalnym opowiadaniem, z tak wspaniałym pomysłem...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
A-Adeleida
Członek Władzy Absolutnej



Dołączył: 13 Lut 2006
Posty: 822
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Pią 18:53, 07 Kwi 2006 Temat postu:

A widzisz? To ty. Taka...taka osoba, od której promieniuje radość. Nie, źle. Taki Aniołek. Dla mnie. Jak Ty to robisz? W jaki sposób doprowadzasz mnie do łez - łez, o których marzę? Łez, które dają mi poczucie chęci życia... dla Ciebie.

Symfonia skrzypków...teraz dla mnie gra...
Dziękuję...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
M-Gomenasai




Dołączył: 26 Mar 2006
Posty: 38
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7

PostWysłany: Wto 21:46, 18 Kwi 2006 Temat postu:

Krótko... Wiem. Tak to już jest z tą moją odpływająca weną...

Część III.

- Bill… Bill. Bill, do cholery jasnej! Pieprzony Kaulitz! No, czemu? Dlaczego akurat on? Nie mogła wyratować jakiegoś zaplutego ćpuna?! – Z niezwykłą siłą wrzucał kamienie do niewielkiej rzeczki.
- Kaulitz. Kaulitz… Cholera jasna! Nie mieli gdzie przyjeżdżać na wakacje, tylko do tej mojej głupiej wioseczki. Cholera… Cholera! – Złość roznosiła go coraz bardziej. Niemal bezwiednie wyrywał z ziemi kępki zielonej trawy.
- Cholera jasna… Cholera. Kaulitz! Jeszcze jego mi tu brakuje. Kaulitza… Cholera… - Zaprzestał wszelkich nerwowych ruchów i pustym wzrokiem przyglądał się falującej tafli wody. – Kaulitz, Kaulitz, Kaulitz… - Powtarzał szeptem, niczym istną litanię.
- Wołałeś…? – Usłyszał za sobą nonszalancki, niezwykle znajomy głos. Wszystkie jego wnętrzności jak na zawołanie przekręciły się o 180 stopni.
- T… T… Tom? – Doskonale wiedział, że Tom. Od pierwszej sylaby, którą wypowiedział. Nie… Wiedział wcześniej. Przecież tylko Tom Kaulitz pachnie wyjątkową mieszanką davidoffów, cynamonu i porannej, orzeźwiającej kawy.
- Dawno się nie widzieliśmy, co? – Usiadł obok niego na trawie i podał nadpalonego papierosa. Davidoff classic. Jak zawsze.
- Dawno… - Odpowiedział Adam szeptem i zaciągnął się mocno.
- Tęskniłeś? – Tom rozłożył się wygodnie na ziemi i odebrał towarzyszowi swoją dymiącą własność.
- A ty…?
- Jak cholera. – Blondyn uśmiechnął się figlarnie i kpiąco zarazem. Zapadła cisza. Ni to krępująca, ni to miła. Zwykła, trwająca. Przerywana głośnym śpiewem ptaków i szumem niewielkiej rzeczki. Po chwili Adam ułożył się tuż koło dredowłosego i w myślach zachwycał się jego odurzającym zapachem. Był zły. Zły i na swój sposób szczęśliwy.
- To tęskniłeś, czy nie? – Tom powtórzył swoje pytanie i przekręcił się na bok.
- Jak cholera. – Odpowiedział grobowym głosem Adam i starał się nie patrzeć w jego ciepłe, hipnotyzujące oczy.

***

Georg spokojnie przechadzał się jedną z licznych, żwirowych alejek. Park był dziś wyjątkowo radosny. Słoneczny, pachnący, zielony… Idealnie pasujący do jego nastroju. Niezwykle dziwnego, bo wesołego. Było to przyjemną odskocznią od jego wiecznie markotnej miny i od niedawna ulubionego powiedzonka „obojętne mi to”. Energia wręcz roznosiła go od środka, miał ochotę wskoczyć się na najbliższe drzewo, wdrapać się na sam jego wierzchołek i głośno oznajmić światu, że kocha słońce. W zasadzie nie miał pojęcia, co wprawiło go w tą istną euforię. Może to sen o dziwnych, szczęśliwych krainach, zamieszkanych przez bananowe stworki…? A może jego ulubione naleśniki z czekoladą, albo radośnie śmiejące się sprzątaczki, które spotkał na hotelowym korytarzu?
Grupka dzieci ganiających się po placu zabaw, wyszczerzyła się szczerbato w jego stronę. Pomachał im energicznie i wyjął z kieszeni miętowego cukierka. Rozwinął już papierek i wsuwał zielonkawy przysmak do ust, kiedy piegowaty chłopiec, najwyraźniej uciekając przed swoją równie piegowatą siostrą, wpadł na niego z impetem. Chłopiec z łoskotem upadł na żwir, Georg padł na kolana, a miętówka potoczyła się pod drewnianą, niebieską ławkę. Dziewczynka zachichotała niczym mała hiena, a piegusek wytknął jej język i nawet nie zaszczycając basisty spojrzeniem, pobiegł gdzieś między świerki.
Georg z lekkim stęknięciem wsunął się pod ławkę, w poszukiwaniu swojego ostatniego miętowego dropsa. Uwielbiał te niewielkie seledynowe kuleczki i nie wyobrażał sobie bez nich choćby godziny życia. Nerwowo grzebał pośród niewielkich kamyczków i mełł w ustach przekleństwa. Naprawdę nie lubił babrać się w piasku. Nie lubił też brudzić swojej ulubionej koszulki Guns’n’Roses. Jednak jego niesamowicie dobry humor, przetrwał próbę, po chwili z wielce zadowoloną miną, mlaskał popisowo i otrzepywał z koszulki resztki kurzu. Już miał ruszyć przed siebie dziarskim krokiem, kiedy jego uwagę przykuł wystający zza bliżej niezidentyfikowanego krzaka, fioletowy klapek. A raczej zgrabna stopa, obuta w ów fioletowy, dość przechodzony, fikuśny klapek. Podszedł bliżej nie kryjąc zainteresowania i odgarnął zielone liście.
Na ziemi, skulona niczym zaszczute zwierzątko, siedziała, a raczej kucała, przerażona, najwyraźniej zrozpaczona dziewczyna. Jej szeroko otwarte zielone oczy, kojarzyły mu się wyłącznie z jakimś zachwianiem czasowym, które nagle zamknęło jej spojrzenie w próżni. Była raczej drobnej budowy, a jej małe dłonie drgały wyraźnie, podobnie do jej blado różowych warg. Miała na sobie jakąś niemodną, przetartą, dżinsową spódniczkę i pomarańczową, rażącą, wyraźnie za małą bluzeczkę na ramiączkach. Wyglądała jak wcielenie smutku, rozpaczy i żałosnego kiczu. Jego dobry humor ulotnił się niczym powietrze z przebitego balonika.

***
„Żwirową dróżką, wśród pięknych różowych kwiatów, przechadza się kulawy kot.
Pręży się dumnie, nadrabia miną.
Niczym Bill, idący po czerwonym dywanie, z rozmazanym makijażem.

Zatrzymuje się przy dużym, szarym kamieniu i przeciąga się sprężyście.
Beztrosko, radośnie.
Niczym Tom każdego ranka.

Kładzie się na zielonej trawie, wygrzewa w ciepłym słońcu.
Spogląda z ciekawością na bawiące się dzieci i dużego, groźnego psa.
Niczym Georg, po każdym wyczerpującym koncercie.

Chciałbym być jak ten kot.
Kulawy, a zarazem tak beztroski, radosny i przede wszystkim własny.
Kulawy już jestem. Bo marzenia były niczym jedna z moich nóg.
Ale co z radością, beztroską? Co z poczuciem własnego ja, co z moim własnym zdaniem…?
Dla mnie wywieszono na niebiańskich wrotach karteczkę „Niebo zamknięte na sto najbliżyszch lat, Bóg wypoczywa na Bahamach”.
Bo, po co im tam szary, kulawy chłopak bez marzeń, pragnień i celów?
Po nic. Niepotrzebny, zbędny.

Do piekła też mnie chyba nie przyjmą. Kulawi szaracy rzadko rozrabiają.

Zostanę sobie tu, na ziemi. Jako szara, mglista postać.
Odwiedzę tego kulawego kota, podobno ma dziewięć żyć.”

Gustav wrzucił czarne, złocone pióro i szary, gruby zeszyt do plecaka. Wstał z niebieskiej ławki, przeciągnął się i ruszył przed siebie żwirowaną alejką. Pogłaskał kulawego kota i zniknął za zakrętem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Extraordinary Girl




Dołączył: 20 Lut 2006
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/7
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 12:04, 19 Kwi 2006 Temat postu:

Z tego wszystkiego chyba zaraz pójdę do parku. Piękne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mrau




Dołączył: 12 Lut 2006
Posty: 75
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/7
Skąd: się bierze grzybica?

PostWysłany: Czw 13:22, 20 Kwi 2006 Temat postu: . . .

Wypowiedzieć się? Może jednak nie... Albo... Nie, zachowam to dla siebie... Jest jednak na forum ktoś, kto zna moje zdanie, ale niech i on pozostawi je dla siebie, byłabym mu za to niezmiernie wdzięczna. Nie jestem nikim szczególnym, bym mogła ocenić to opowiadanie, więc zamilkne już, na wieki.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Radosna Twórczość Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2


Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
phpBB (C) 2001, 2005 phpBB Group
Theme Retred created by JR9 for stylerbb.net & Programosy
Regulamin